Polski Związek Kolarski regularnie dostarcza emocji miłośnikom tej dyscypliny. Historia budowy toru w Pruszkowie przerodziła się w walkę o jego utrzymanie a dla samej federacji o przeżycie. Wiele wskazuje na to, że BGŻ Arena zostanie zlicytowana przez komornika.
Sprawę precyzyjnie opisuje Rzeczpospolita. Od trzech lat Ryszard Szurkowski i Wacaław Skarul próbują ratować sytuację. Trudno mieć do nich pretensje. Jest ona tak kiepska, że poprzedni prezes, Wojciech Walkiewicz, zaproszony przed sejmową komisję w celu wyjaśnienia sprawy zasłabł i trzeba było wzywać lekarza. Zatem kolejni prezesi koncentrują się na posprzątaniu powstałego bałaganu na tyle, by całość nie popadła w realną ruinę. Tyle, że ich aktywność ogranicza się głównie do tego.
BGŻ Arena, Tor Kolarski w Pruszkowie ? Wikimedia Commons, autor: Leinad, CC BY 3.0
Kolarstwo torowe to ciekawa dyscyplina. Widowiskowa, wymierna, do tego zawody rozgrywane są w długie, zimowe wieczory . Są więc łatwe w realizacji dla telewizji. W przeciwieństwie do szosowej odmiany wyścigów rowerowych nie jest aż tak skompromitowana aferami dopingowymi. Co więcej, Polacy są, może nie w ścisłej światowej czołówce, ale w bezpośrednim z nią kontakcie i od czasu do czasu odnoszą sukcesy w Pucharze Świata.
Ich wyniki nie są w żaden sposób przekuwane w zysk dla Związku, podobnie zresztą jak sukcesy zawodników innych konkurencji kolarskich. Zresztą na miejscu potencjalnego sponsora lub mecenasa dwa razy bym się zastanowił, czy przekazać pieniądze instytucji, która chronicznie cierpi na brak transparentności, regularnie mieszając interesy publiczne z prywatnymi.
Ratowanie Toru (i de facto istnienia Związku) stało się celem samym w sobie. Rozumiejąc złożoność i wagę problemu, który zapewne pochłania większą część energii działaczy nie wiem dlaczego nie są – choćby prezentowane (nie śmiem postulować realizacji!) – żadne plany rozwoju. Bo czy za takie można uznać wynajęcie części nieruchomości, by do obiektu nie trzeba było aż tyle dopłacać? Po spłacie długów tor nadal będzie tylko torem. Nie mając de facto systemu szkolenia w żadnej kolarskiej konkurencji, bazując jedynie na talencie sportowców i zaangażowaniu pojedynczych specjalistów wcześniej czy później klepka na pruszkowskiej Arenie znów zacznie pleśnieć. Na bazie toru, swoją potęgę zbudowali Brytyjczycy. My mieliśmy zrobić to samo, ale ?jakoś nam nie idzie?. Skoro większość inicjatyw i tak ma charakter prywatny (lub w porywach społeczny, ale mocno oddolny), po co więc związek i Tor, który jest jego siedzibą?
Tak jak mieszkańcy innych dużych miast wybudowałem w ostatnich latach kilka stadionów dla klubów piłkarskich. Myślę więc, że nie będzie problemu, jeśli oddamy kolejny obiekt ? tym razem kolarski tor z sosny syberyjskiej – jakiejś prywatnej firmie. Przynajmniej nie zgnije. A że kosztował sto milionów? Co z tego. Podobno jesteśmy dwudziestą gospodarką świata i ósmą w Europie. Zatem nas stać.
Tekst pierwotnie opublikowany w portalu natemat.pl 28.02.2012