Kolarskim wydarzeniem minionego weekendu nie były rezultaty przedsezonowych wyścigów zawodowców. Nieco w cieniu rywalizacji profesjonalistów po rekord świata w jeździe godzinnej sięgnął Francuz, Robert Marchand. Na torze w Aigle jadąc przez sześćdziesiąt minut pokonał 24251m. Mało? Być może. Tyle, że Marchand ma sto lat.
Temat mastersów krążył wokół mnie od kilku tygodni, gdy TVP przypomniała świetnydokument o mastersach ? pływakach. Wzruszający, budujący i prawdziwy, ale dziś nie o nim. Można go obejrzeć na stronie telewizji publicznej, trwa pół godziny i z pewnością warto poświęcić chwilę czasu na tę historię. Na pływaniu się jednak nie znam, skończę więc tylko na poleceniu linku. Chętnie za to nawiążę do tekstu o ?Starych ludziach którzy mogą?, zwłaszcza w kontekście osiągnięcia Marchanda.
Przede wszystkim nie traktowałbym ludzi, którzy odbiegają od wzorca młodego gladiatora jako ewenementów. Gdy mówi się o sportowcach, którzy kontynuują karierę po czterdziestce często przywoływana jest Jeanie Longo. W dyscyplinach wytrzymałościowych, do tego niszowych, wybitna jednostka może utrzymywać się na szczycie bardzo długo. Longo to oczywiście ekstremum, ale wielu kolarzy, biegaczy narciarskich, maratończyków oraz zawodników dyscyplin ekstremalnych przeciąga swoje kariery niemal w nieskończoność. Nie w tym rzecz.
Kiedyś pojawia się granica, za którą rywalizacja z młodszymi przestaje być możliwa. Wielu zawodowców zajmuje się wtedy biznesem i osiąga sukces. Inni nie dają sobie rady w ?cywilnym? życiu i do końca swoich dni borykają się z wieloma problemami. Można też wybrać drogę pozostania w sporcie jako trener lub działacz.
Ale co z wieloletnimi przyzwyczajeniami i pasją? Nie trzeba wieszać roweru na haku i ze smutkiem zerkać na zakurzone, zdobyte za młodu trofea. Dla kolejnych kategorii wiekowych niemal w każdej dyscyplinie organizowane są zawody ?Masters?. Tam byli zawodowcy spotykają amatorów. Tych, którzy z różnych powodów nie zdecydowali się na poświęcenie całego życia wysiłkowi fizycznemu.
Niektórzy wracają do aktywności po wielu latach. Inni zaczynają swoją przygodę już jako dojrzali ludzie. Przerwana studiami, powołaniem do wojska, założeniem rodziny kariera młodzieżowca. Zalecenie lekarza. Poszukiwanie nowych wyzwań. Nagabujący kumple. Powodów jest mnóstwo. Liczy się efekt.
Robert Marchand bije rekord świata w jeździe godzinnej:
Robert Marchand w pierwszych zawodach startował mając 14 lat. Do tej pory uczestniczy w regularnych treningach grupy mastersów. Takiej, jaką można spotkać w większości naszych miast. Ma sto lat i o swojej przygodzie ze sportem mówi z charakterystycznym dystansem. Na torowy rower z ostrym kołem w ubiegły piątek wsiadł po? osiemdziesięciu latach. Jak sam wspomniał, potrzebował chwili czasu, by się przyzwyczaić. Przy aplauzie widzów w godzinę pokonał dwadzieścia cztery i pół kilometra ustanawiając rekord świata w swojej kategorii wiekowej. Tym samym został wpisany na oficjalne listy UCI i stał się nieśmiertelny. Choć z pewnością była to dla niego wzruszająca chwila, warto wspomnieć też o dokonaniu sprzed dekady, gdy jako dziewięćdziesięciolatek pokonał trasę wyścigu Bordeaux ? Paryż (600km) w 36 godzin!
Krótki materiał telewizji TF1 o stuletnim rekordziście:
Historia Marchanda jest piękna (szerszy artykuł po angielsku na stronie UCI), ale chcę powiedzieć o czymś nieco innym. Francuz jest na szczycie pewnej piramidy. Mniej lub bardziej zinstytucjonalizowanego ruchu ludzi, którzy nie mówią ?stop?, chcą żyć i mieć z tego radość jak najdłużej. Nie przejmują się kanonami piękna, społecznym tabu czy posądzeniami o śmieszność. W zamian dzielą się optymizmem i doświadczeniem. Dla juniora kilka przejażdżek z Mastersami to lekcja warta więcej niż wiele tomów napisanych przez współczesnych specjalistów. A na zawodach najpowszechniejszym komentarzem z ust młodych zawodników oglądającym wyścigi najstarszych kategorii jest ?chciałbym w ich wieku być w takiej formie?. Z dużym prawdopodobieństwem dla spieszącego się do pracy przechodnia staruszek w lycrowm stroju i niemodnym kasku jawi się jako niegroźny dziwak, ale to nie on a ów staruszek ma rację. Bo robi to co kocha.
Tekst oryginalnie opublikowany w portalu natemat.pl 23.02.2012