fbpx

Kiedy zjedzą Justynę Kowalczyk?

Jedna z najwybitniejszych postaci w historii polskiego sportu stoi przed, prawdopodobnie, najtrudniejszymi chwilami w swojej karierze. Ma tak bogaty dorobek, że mogłaby spokojnie odejść sportową emeryturę. Jest blisko szczytu swoich fizycznych możliwości. Świetnie radzi sobie z opinią publiczną. Ale ma silniejszą od siebie rywalkę, z którą regularnie przegrywa.

Aby nie przynudzać, tutaj znajduje się lista osiągnięć Justyny Kowalczyk. W swojej karierze zwyciężała już na każdym szczeblu wyczynowego sportu, po drodze wyrównując i ustanawiając kilka rekordów. Co więcej, dyscyplina, którą uprawia, w wydaniu kobiecym jest tak samo wysoko płatna jak w wydaniu męskim. Oznacza to, że poziom sportowy jest naprawdę wysoki. Dodatkowo nasza zawodniczka pochodzi z miejsca, gdzie o biegach narciarskich do tej pory nie mówiło się zbyt często a i warunki do trenowania są nienajlepsze. Jest więc fenomenem.

Co warte podkreślenia, mimo specyficznego charakteru, dobrze radzi sobie z mediami. Mam w pamięci wywiad i sesję zdjęciową dla jednego z kobiecych miesięczników. Ciekawe wypowiedzi, dobra, choć nienachalna stylizacja, chciało się czytać, oglądać i dowiedzieć czegoś więcej. Sukces sportowy skutecznie zamienia na korzyści finansowe. Kontrakt i kampania reklamowa banku może nie powala na kolana, ale nie tylko przynosi jej określony dochód co jeszcze utrwala obecność w środkach masowego przekazu i wzmacnia wizerunek.

Dla porównania Adam Małysz czy Otylia Jędrzejczak rozmieniali się na drobne reklamując niemal wszystko: zupki w proszku, herbatę, telefonię komórkową czy panele podłogowe. Kowalczyk nie dość, że związała się z bankiem, to jeszcze takim, który ma w nazwie „Pol” (cóż z tego, że greckim), zatem jako reprezentantka Polski zagrała perfekcyjnie.

Owszem, nie jest tak ujmująca w obyciu jak Małysz, jednak zjednuje sobie sympatię kibiców szczerością i bezpośredniością. Na prowadzeni prasowego konfliktu z równie wybitną co ona sama rywalką – Marit Bjorgen raczej nie zyskuje, ale przynajmniej jest jasno określoną osobowością. Nie wiem, ile w tym kreacji a ile prawdy, ale dzięki temu mamy do czynienia z Wielkim Pojedynkiem „Dobra ze Złem”. A takie i kibice i dziennikarze uwielbiają. Czyż to nie piękna historia? Dziewczyna z Kasiny w towarzystwie oddanego jej Trenera, z kraju, w którym nie ma wielkich tradycji narciarskich, do tego czystsza niż sopel lodu przeciwstawia się światowej potędze, do tego o wątpliwych, okołodopingowych konotacjach.

Od Eurosportu przez Gazetę Wyborczą po Fakt. Zimą wszyscy żyjemy rywalizacją Kowalczyk z Bjorgen. Technicznie (zjazdy!) oraz technologicznie i finansowo Polka stoi na przegranej pozycji. Do tej pory jej rewelacyjne możliwości fizyczne połączone z katorżniczą pracą, o której nota bene potrafi barwnie opowiadać, pozwalały jej czasami lub wręcz często wygrywać z Norweżkami i całą resztą świata. Dokładając do tego przemyślany kalendarz startowy, przez trzy ostatnie sezony Kowalczyk królowała na biegowych trasach.

Zeszłoroczne Mistrzostwa Świata zakończyła bez złotego medalu, ale obroniła się wygrywając drugi raz z rzędu Tour de Ski, do tego po raz trzeci klasyfikację generalną Pucharu Świata. Kryształową Kulę zdobyła jednak nie tylko dzięki dobrej formie, ale też dzięki niezwykłej regularności. To, co było widoczne w drugiej połowie poprzedniego sezonu, potwierdza się i w tym. Marit Bjorgen ma nie tylko lepszą technikę (wszak nie od dziś wiadomo, że Skandynawowie rodzą się z nartami na nogach), zaplecze finansowe, sprzętowe i serwisowe. Jest również silniejsza fizycznie. Dla sportowca, który, jak sama Kowalczyk wspomina, nigdy w swojej karierze nie był mocniejszy, to musi być bolesne.

Dziennikarze, którzy nieszczególnie mają pojęcie o sportach wytrzymałościowych póki co nie szukają sensacji i zachowują życzliwą cierpliwość. Gorzej z kibicami, zwłaszcza internetowymi. W tym miejscu trzeba więc powiedzieć bardzo istotną rzecz. W sezonie 2011/2012 Justyna Kowalczyk właściwie nic nie musi. Owszem, fajnie byłoby, gdyby po raz trzeci z rzędu wygrała Tour de Ski albo po raz czwarty Klasyfikację Pucharu Świata (realizacja celu numer jeden mocno ułatwia realizację celu numer dwa). Owszem, dobrze dla niej samej byłoby, gdyby kilka razy wygrała z Bjorgen i stanęła na najwyższym stopniu podium. Psychicznie byłaby mocniejsza przed kolejnymi sezonami, w których prawdopodobnie będzie nadal walczyła z najlepszą z Norweżek. Może już nie z Bjorgen (starszą o trzy lata) a z Johaug (młodszą o pięć). Ale jeśli jej się to nie uda – nic straconego.

O ile nie wydarzy się nic złego, Kowalczyk na najwyższym poziomie będzie rywalizować przynajmniej przez trzy lata (do Igrzysk w Soczi). Tam faktycznie będzie walczyć o wielki prestiż, wejście do historii sportu nie tyle polskiego co światowego (choć de facto i tam już dotarła) i cel postawiony przed samą sobą. Do tego czasu, mimo, że już wkrótce rzucą się na nią krytyczne sępy rządne zakończenia kariery, szukające sensacji i dowolnej afery, tak naprawdę może być spokojna. Swoje już wygrała i, czy tego chce czy nie, do końca swoich dni będzie ikoną sportów zimowych.


Opublikowano

w

, ,

przez