fbpx

Sezon na Conatdora

Przesłuchanie zakończone. Zarówno sam Alberto Contador jak i świadkowie, w tym rzekomy dostawca felernego kawałka mięsa skażonego klenbuterolem odpowiedzieli na liczne pytania. Trybunał Arbitrażowy ma wydać wyrok dopiero w styczniu. Hiszpański kolarz jest jednak pewny swego i już planuje kolejny sezon.

Nie mam wątpliwości, że Contador ucieknie sprawiedliwości. Nawet jeśli CAS (Trybunał Arbitrażowy do spraw Sportu) udowodni mu jakiś rodzaj winy, sprawa nie zostanie zakończona. Ilość niejasności formalnych czy też proceduralnych które pojawiają się po drodze umożliwi Hiszpanowi dalszą drogę prawną. Sprawa jest wyraźnie cięższego kalibru niż 50 pikogramów klenbuterolu w mililitrze krwi kolarza, ale głównie poszlakowa, zatem w razie hipotetycznego wyroku skazującego zapewne będzie dalej walczył.

Kalendarium (po angielsku) można znaleźć tutaj. To dość dokładna rekonstrukcja od momentu gdy Contador zapragnął zjeść wołowy stek do ostatniego przesłuchania przed CAS. Zakładając nawet niewielkie prawdopodobieństwo sytuacji, że w Europie szprycuje się krowy sterydami i z takiego, „lewego” źródła korzysta czołowa gwiazda światowego sportu (tak, to brzmi równie absurdalnie co cukierki Simoniego z kokainą od ciotki z Kolumbii, leki dla teściowej Rumsasa i epo w związku z anemią psa Vandenbroucke’a), Contador się wybroni.

Sęk w tym, że klenbuterol prawdopodobnie nie znalazł się w jego organizmie z powodu spożycia wołowego steku i stąd, między innymi bierze się tak długi czas trwania dopingowego procesu. Linia obrony Alberto jest niemal perfekcyjna. Sprawy związane ze skażoną żywnością były ostatnio dość popularne. W październiku blisko 100 młodych piłkarzy na mistrzostwach świata U-17 w Meksyku miało pozytywne wyniki testu na clenbuterol. Podobne przypadki zdarzały się również sportowcom, którzy startowali lub trenowali w Chinach lub Ameryce Południowej. Władze sportu różnie postępowały w takich sytuacjach i zawieszały (jak kolarza Li Fuyu czy naszego kajakarza, Adama Seroczyńskiego) lub uniewinniały (jak wspomnianych piłkarzy). Można to interpretować różnie, ale biorąc pod uwagę niezmiernie silną pozycję Contadora, trudno uwierzyć, by został zawieszony a jego rezultaty w czasie gdy startował podczas procesu anulowane.

Linia obrony hiszpańskiego kolarza jest również o tyle dobra, że przyjmowanie klenbuterolu w trakcie Tour de France to nonsens. Ten, pierwotnie lek na astmę, jest stosowany w hodowli bydła by je dodatkowo odtłuścić, uzyskać więcej mięsa z kilograma zwierzęcia. Sportowcy mogą po niego sięgać by przyspieszyć lub wspomóc odchudzanie, wspomóc budowę masy mięśniowej lub ewentualnie jako stymulant (może mieć podobne działanie jak salbutamol na którym wpadł m.in. Alessandro Petacchi). W przeszłości był często stosowany, jednak jako dość prymitywny i łatwo wykrywalny stracił na popularności. Co więcej, ma działanie termogeniczne, przyjmowanie go więc w czasie wyścigu etapowego gdy raczej należy oszczędzać energię niż dodatkowo podkręcać przemianę materii jest niewskazane. A nawet jeśli, to w wynikach byłoby go o wiele więcej niż 50 pikogramów na mililitr krwi.

Niewielka ilość substancji która jest często używanym argumentem („nawet jeśli przyjął nielegalnie, to za mało by w jakikolwiek sposób wspomóc swoje wyniki”) poddaje jednak w wątpliwość teorię o skażonym mięsie. U sportowców, którzy faktycznie jedli szprycowaną wołowinę np. w Chinach, we krwi znajdowano o wiele więcej klenbuterolu niż u Contadora. Nie 50 pikogramów a nawet 1300. No ale Alberto jadł stek z europejskiej krowy, która była szprycowana bardziej dyskretnie, (to tak, aby udobruchać baskijskie lobby masarskie) zatem przyjął mniej zabronionej substancji.

Na swoje nieszczęście w pobranych próbkach znaleziono coś jeszcze. Osławione „plastyfikatory”, które są poszlaką, że Alberto Contador dokonał autotransfuzji. Niestety ten właśnie scenariusz dostania się klenbuterolu do organizmu kolarza jest najbardziej prawdopodobny. „Contador podczas jednego ze zgrupowań (przed Tourem lub nawet w zimie) się nieco odchudzał lub budował masę, wspomagając się niedozwoloną substancją. Równocześnie, ponieważ jego krew miała pożądane parametry pobrał nieco i podał sobie w czasie Touru”. Tak mógłby powiedzieć pewny swoich racji oskarżyciel. Plastyfikatory mają sugerować że krew była przechowywana, choć z drugiej strony znaleziono je nie we krwi a w moczu, zatem również mogą pochodzić z pożywienia.

Prawdopodobnie stąd kolejne przekładanie terminów przesłuchań oraz ostatecznego werdyktu przez CAS. Badane są bowiem dane z paszportu biologicznego Contadora, na podstawie których można by wzmocnić, mimo wszystko poszlakowy argument związany z transfuzją. Porównywana jest ilość krwinek, hemoglobiny, osocza, krwinek „młodych” i krwinek „starych”. W ten sposób można namierzyć ubytek lub dodatek płynów ustrojowych i zewnętrzną ingerencję.

Wygląda więc na to, że sportowe władze i agencje antydopingowe zagięły parol na Alberto Contadora. Szkoda tylko, że sprawa ta nie miała najwyższego priorytetu. Próbki z pozytywnym wynikiem na klenbuterol pobrano prawie 1,5 roku temu. UCI postanowiła nie zawieszać Hiszpana i ten ścigał się przez cały sezon 2011. I to ścigał się pięknie, do tego wiele wskazuje, że „na czysto”. Trudno więc sobie wyobrazić by klasyfikacje, punkty a przede wszystkim emocje i wspomnienia uznać za niebyłe, domagać się zwrotu nagród i transferować je do tych którzy byli w tym roku za Contadorem. Do tego dochodzi kwestia wizerunku kolarstwa, który z trudem podnosi się z kolan a z pewnością upadłby na dobre, gdyby okazało się, że największa gwiazda jest oszustem. Zatem wyniki badań i śledztwa sobie a praktyka i polityka sobie. Alberto ma się dobrze, rozpoczyna przygotowania do nowego sezonu i już planuje podbój europejskich szos w sezonie 2012 jakby wiedział, że decyzja CAS, która ma zapaść w styczniu to już tylko formalność. Mimo, że sezon polowań na Contadora jest otwarty, Hiszpan raczej nie zostanie w rytualny sposób odstrzelony i poświęcony na ołtarzu piękna dobra i prawdy.


Opublikowano

w

, ,

przez