fbpx

Juan Jose Cobo – lider znikąd?

Genialny występ Juana Jose Cobo na Angliru właściwie dał mu zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Vuelty. Przed kolarzami ścigającymi się wokół Hiszpanii jeszcze jeden finisz na podjeździe i dwa nerwowe etapy w Kraju Basków. Cobo powinien sobie poradzić. Ale czy można mu ufać?

Nieciekawa przeszłość

Juan Jose Cobo ma 29 lat. Na koncie kilka sukcesów, które sugerują, że może być bardzo dobrym kolarzem etapowym. Wygrana w wyścigu Dookoła Kraju Basków (2007), 10. miejsce w hiszpańskiej Vuelcie (2009), kilka dobrych rezultatów w klasykach: 9. w Liege-Bastogne-Liege (2007) i Giro di Lombardia (2008). Wygrane etapy Tour de France (2008) i Vuelta Espana (2009). Wszystkie te wyniki osiągnął, jako zawodnik niesławnej ekipy Saunier Duval, której zawodnicy: Ricardo Ricco oraz Leonardo Piepoli w 2008r wpadli na EPO – CERA na skutek czego drużyna musiała wycofać się z Wielkiej Pętli a rok później straciła sponsorów. Cobo odszedł więc do Caisse d’Epargne, w którym zaliczył najgorszy sezon w życiu nie wchodząc w pierwszą trzydziestkę żadnego wyścigu, w którym startował.

Z drugiej strony wtedy było wtedy a teraz jest teraz. Cobo, choć jeździł w nieciekawym towarzystwie sam nigdy pozytywnego wyniku testu antydopingowego nie miał. Fakt, że odrodził się po powrocie do grupy Maruo Gianettiego, która teraz reklamuje markę Geox (po Saunier Duval i Footon Servetto taki jest teraz główny sponsor) również nie jest argumentem przeciwko hiszpańskiemu kolarzowi. Wszak rezultaty uzyskiwane przez Denisa Menchova spadły po tym, gdy odszedł z Rabobanku do Geoxu właśnie (co zbiegło się „przypadkowo” z zakończeniem działalności wiedeńskiego laboratorium hematologicznego Humanplasma, ale to inna historia). Cobo być może tego sezonu nie ma rewelacyjnego, ale przed wyścigiem dookoła Hiszpanii sygnalizował niezłą formę, zajmując trzecie miejsce w Vuelta a Burgos.

Minuta, która robi różnicę

Nie ma na razie oficjalnych danych dotyczących czasu podjazdu Juana Jose Cobo na Angliru. Te nieoficjalne wskazują, że morderczy podjazd pokonał zaledwie 32 sekundy wolniej od Alberto Contadora w sezonie 2008, zatem uzyskał średnią prędkość podjeżdżania (VAM) około 1875. Można więc szacować, że daje to 6.25 Watt na kilogram masy ciała. Jest to nieco powyżej granicy 6.2 W/kg, która według specjalistów wyznacza granice ludzkich możliwości bez niedozwolonego wsparcia farmakologicznego. Dla porównania Ivan Basso na podobnie wymagającym podjeździe, czyli Monte Zoncolan podczas Giro d’Italia 2010 uzyskał VAM 1777 i stosunek W/kg 5.68. Contador wygrywając na Angliru pojechał niemal w sposób nadnaturalny (VAM 1930 i 6.4 W/kg). Minuta i dwadzieścia sekund różnicy, które Wiggins stracił do Cobo na najtrudniejszym odcinku wzniesienia powoduje, że VAM Brytyjczyka to 1734 i 5.78 W/kg, czyli „normalnie dla wybitnego kolarza w szczytowej formie”. Dodatkowo na niekorzyść Juana Jose Cobo działa fakt, że jest dość ciężkim i masywnie zbudowanym zawodnikiem (1,75m wzrostu i ok. 67-69kg wagi), zatem realnie musiał wygenerować więcej mocy by w tym tempie pokonać tak trudny podjazd.

Zanim jednak zaczniemy rzucać kamieniami w Cobo niezbędne jest kilka uwag. Po pierwsze, powyższe wyliczenia to tylko szacunek. Po drugie, chyba najważniejsze, bardzo strome podjazdy podnoszą wartość VAM co rzutuje również na oszacowanie stosunku mocy do masy.

Dodatkowo Cobo niemal cały wyścig jechał na remis z Wigginsem. Jeśli były różnice, to sekundowe. Zarówno na czasówce drużynowej jak i podczas górzystych oraz górskich etapów. Hiszpan stracił do Brytyjczyka 1’40” podczas jazdy indywidualnej, co odrobił z nawiązką w górach Asturii: łącznie 1’41” plus bonifikaty za drugie i pierwsze miejsce. To właśnie głównie bonifikaty odpowiadają za przewagę, którą wypracował nad zawodnikami grupy Sky: Wigginsem i Froomem. Zatem wygląda na to, że Cobo Vueltę jechał ekonomicznie, skupiając się na dwóch etapach gdzie miał największe możliwości wypracowania przewagi nad rywalami. Co więcej pochodzi z pobliskiej Kantabrii, więc z pewnością zna większość tajemnic jazdy w takim terenie.

Cień przeszłości

Wniosek jest tak naprawdę przykry. Jose Juan Cobo właśnie jedzie wyścig życia. Może być niemal całkowicie „czysty” a na Angliru prawdopodobnie wywalczył zwycięstwo w wielkim tourze, czyli życiowy sukces mając swój „dzień konia”. Taki, który zdarza się raz na kilka lat. Niestety grzechy jego kolegów z drużyny, licznych poprzedników i rywali a także niejasne i często żenujące zachowanie hiszpańskiego związku kolarskiego oraz UCI (obie organizacje skutecznie zamiatają wiele spraw pod dywan lub latami przeciągają kontrowersje) spowodowały, że zamiast cieszyć się walką kolarzy zaczynamy ich podejrzewać. Tym samym Cobo nie będzie zwycięzcą Vuelty, tylko „zwycięzcą Vuelty, który kiedyś był w grupie z doperami a potem o minutę za szybko wjechał Angliru”.


Opublikowano

w

,

przez