fbpx

Tatrzańscy czasojebcy – bieganie w TPN

W ramach odpoczynku od pracy a także czując nieco znużenia komentarzami wokół Tour de Pologne wybrałem się na wycieczkę w Tatry. Wycieczkę biegową oczywiście. Po drodze na Czerwone Wierchy spotkałem jeszcze trzy osoby, które, podobnie jak ja, odłożyły na bok estymę dla sugerowanych czasów PTTK i użyły Gór jako prywatnego boiska.

O tym, że od pewnego czasu hobbystycznie biegam w górach pisałem już wcześniej. W międzyczasie potrenowałem na tyle wystarczająco, by nie umrzeć podczas wycieczki w Tatry. Korzystając z sezonowych wyprzedaży kupiłem w końcu plecak Salomona XA 10+3 z dwulitrowym bukłakiem Source. W sam raz, by spakować wszystko co trzeba na kilkugodzinną przebieżkę przy zmiennej pogodzie. Kupując bilet wstępu do Tatrzańskiego Parku Narodowego (4PLN) w Dolinie Strążyskiej włączyłem pulsometr by po nieco ponad czterech i pół godziny wyłączyć go przy wyjściu z Doliny Kościeliskiej. Po drodze zaliczając zachodnią część Czerwonych Wierchów: Małołączniak, Krzesanicę i Ciemniak.

Biegnąc grzbietem przez trzy kolejne szczyty zaliczyłem więc kilka chwil dyscypliny nazywanej „Sky Running”, czyli joggingu na wysokości powyżej 2000m. Za sprawą rosnącej popularności biegów górskich jako takich (w Polsce powoli dorównują frekwencją maratonom mtb) biegacz w Tatrach przestaje być już egzotycznym widokiem, w porównaniu to tego, co można było zaobserwować jeszcze kilka lat temu. Mimo wszystko wciąż wzbudza mieszane komentarze a sam fakt, specyficznego jakby nie było, wykorzystywania Majestatu Gór w tak hedonistyczny sposób może być uznany wątpliwy moralnie.

Dlaczego hedonistyczny? Cóż, przeglądając górskie fora można natrafić na różne opinie. Faktem jest, że podczas biegu trudno o kontemplowanie wspomnianego Majestatu lub choćby podziwianie pejzaży. Trzeba patrzeć, gdzie stawiać stopy, balansować ciałem i pamiętać by jeść i pić, aby nie zrobić sobie krzywdy. W porównaniu z Prawdziwymi Turystami? biegacz w trailowych butach łamie pewną konwencję. Inna sprawa, że Prawdziwi Turyści? zaczynając swoją zabawę jakieś 150 lat temu również pokonali pierwsze bariery. Skoro już człowiek zdecydował się szukać w górach wrażeń, może mieć prawo do szukania tych, które najbardziej mu odpowiadają o ile mieszczą się w stosownych regulaminach, czyż nie?

Problematyczne jest jedynie zetknięcie obu światów ze sobą, podobnie jak, zazwyczaj rozpoczynające i kończące górski trening przemknięcie przez miejscówki takie jak Kuźnice, Droga Oswalda Balzera, popularne doliny czy okolice schronisk. Dysonans, jaki wprowadza postać wyjęta z nieco innego wymiaru przypomina ten, którego doświadczał kolarz mtb 15 lat temu w Beskidach.

Tymczasem biegając można doświadczyć gór na nowo. Nie tylko, podobnie jak w przypadku jazdy mtb, dotrzeć w miejsca trudniej dostępne w tradycyjny sposób, ale przede wszystkim mocniej odbierać otoczenie. Połączenie chemii organizmu poddanego wysiłkowi na wysokości w połączeniu z wysoką koncentracją daje inną percepcję zapachu powietrza, faktury podłoża czy kolorów pejzażu. Fakt, że wrażenia te są jeszcze bardziej ulotne niż w przypadku tradycyjnej wycieczki dodatkowo je pogłębia.

Co jeszcze? Odpowiednio planując trasę można zrobić naprawdę świetny trening. Nie tylko popracować nad wydolnością, ale też ćwiczyć balans ciała, zadbać o zwinność czy gibkość. A raczej nie zadbać a zweryfikować swoje możliwości w praktyce. Trudno jest mi sobie wyobrazić, by wbiegać i zbiegać po szlakach pełnych uskoków i luźnych kamieni bez, przynajmniej dobrego ogólnego przygotowania kondycyjnego. Z drugiej strony, jeśli nie szarpać się jak na zawodach, bieganie w wyższych partiach gór to kolejny rodzaj aktywności dla znudzonego mieszczucha, który jest dostępny przy niewielkim nakładzie pracy. W zamian daje wysoką stopę zwrotu w postaci różnorakich doznań. I zajawkę, by zmierzyć się ze specjalistami dyscypliny w jednym ze zorganizowanch eventów. Konfrontacja często okazuje się bolesna. Czołówka jest mocna i bywa, że nawet 60% szybsze pokonywanie tatrzańskich szlaków w wersji wycieczkowej to za mało by myśleć o dobrym miejscu. Czas rekordzisty podbiegu na Kasprowy Wierch to 51 minut, „oficjalny” czas dla piechura to na tej samej trasie ok. 3h15′. Powodzenia :)


Opublikowano

w

,

przez