fbpx

Ścigają się w Stanach

Drugi wielki tour w sezonie traci uwagę przez imprezę rozgrywaną za oceanem. Konserwatywni, europejscy kibice pewnie nie byliby zainteresowani ściganiem w Kaliforni czy Kolorado, ale odpływ potencjalnych faworytów zwraca wzrok w stronę USA. W Pro Cycling Challenge jadą Evans, bracia Schleck czy Ivan Basso. Faworytem Vuelta a Espana jest Igor Anton.

Nazwisko „Cadel Evans” mogło się obić o uszy nawet przeciętnej gospodyni domowej. Schleck i Basso powinni być znani osobom, które ogólnie interesują się sportem. Amerykanie mają swojego Leipheimera, Danielsona, Van de Velde, Hincapiego. Oprócz nich w Colorado startują Robert Gesink, Jens Voigt, Peter Weening, Kenny van Hummel czy Robert Forster. Całkiem niezła ekipa, jak na wyścig kategorii 2.1. Dla ścisłości: tej samej, jaką ma Wyścig Solidarności i Olimpijczyków. Ok, trudno się spodziewać, by wszyscy zawodnicy, którzy walczyli w Tour de France ścigali się na Vuelcie, ale gwiazdorska obsada, z jaką mamy do czynienia w imprezie organizowanej raptem po raz drugi, do tego pod koniec sezonu, daje do myślenia.

Spójrzmy jeszcze, kto startował w Tour of California, wybierając budowanie formy na zachodnim wybrzeżu Stanów zamiast we francuskich (Dauphine) lub szwajcarskich (Tour de Suisse) Alpach. Oczywiście Amerykanie: Leipheimer i Horner, George Hincapie, Tom Danielson. Temu akurat trudno się dziwić, ale startowi Andy Schlecka, Jensa Voigta, Thora Hushovda czy Oscara Freire już nieco bardziej. Tour of California był transmitowany na żywo w Eurosporcie, na szczęście dzięki różnicy czasu nie pokrywał się z Giro d’Italia, z którym zazębiał się terminem. Amerykański wyścig zamienił się miejscami z najstarszą tygodniową etapówką, dookoła Katalonii i jako etap przygotowań do Tour de France odebrał jej prestiż.

Sprawa stanie się prostsza, jeśli zobaczymy na zmiany, jakie zaszły w ostatnich latach w kolarstwie zawodowym. Tradycyjne, rowerowe manufaktury, które rękami włoskich mistrzów tworzyły dzieła sztuki użytkowej stały się niszą dla kolekcjonerów. Amerykańskie marki (nie mylić z producentami) zaczęły dominować. Wśród ekip Pro Teams na Specializedzie jeżdżą: HTC, Saxo Bank i Astana. Na Treku Leopard i Radioshack. Garmin-Cervelo i BMC są współtworzone przy udziale nowych, wchodzących na rynek brandów, skierowanych głównie na rynek amerykański. Liquigas związany jest z Cannondale. Omega Pharma-Lotto dosiada Canyonów, które również robione są na dalekim wschodzie a sprzedawane wysyłkowo na całym świecie. Krótko mówiąc są to globalne przedsiębiorstwa, którym zależy na globalnej sprzedaży a nie uznaniu konserwatywnych pasjonatów z Europy. O tym, że inaczej działają i inaczej są finansowane same grupy zawodowe, pisałem już wcześniej. Dość powiedzieć, że na 18 zespołów pro teams, 5 jest zarejestrowanych w USA lub Wielkiej Brytanii, gdy jeszcze na przełomie wieków były to w porywach dwa.

W tym kontekście wsparcie, jakie francuskie ASO, globalny koncern medialno – sportowy daje hiszpańskiej Vuelcie wydaje się być nie do przecenienia. Niewykluczone, że wyścig rozgrywany w kraju znajdującym się w kryzysie stałby się realnie marginalny. Obecnie można nieco narzekać, a to na obsadę, a to na trasę, a to na scenerię, ale impreza istnieje, ma transmisje w ogólnoeuropejskiej stacji tv a zawodnicy, choć może nie tak powszechnie znani, ścigają się nie tylko o pieniądze, ale i o realny prestiż. Oddała nieco tożsamości w imię unifikacji z korporacją, ale wygląda na to, że wychodzi na tym nieźle.

Patrząc na tak silną globalizację sportu, trzeba też pamiętać o naszym Tour de Pologne, który nie sprzedał swojej nazwy (jak AMGEN Tour of California), nie jest częścią większej całości (jak Vuelta, Dauphine Libere czy Paryż – Roubaix) i cały czas się rozwija. Ale to temat na inną okazję :-)


Opublikowano

w

,

przez