fbpx

Mit herosa? Zapomnij!

Kolarze zwolnili. To już wiemy. Choć jeżdżą na najlepszych rowerach w historii, używają pomiaru mocy i są pod radiową kontrolą swoich dyrektorów sportowych. Dzięki charakterystyce dyscypliny ciągle dostarczają nam emocji, być może nawet większych niż za czasów, gdy EPO było w powszechnym użyciu.

W kolarstwie de facto nie ma rekordów. Ważne jest to, kto wygra i co zrobi po drodze a niekoniecznie jak szybko to uczyni. Fakt, że kolarze wjechali na Alpe d’Huez trzy minuty wolniej nie spowodował, że było mniej emocji. Ciekawe, jak pojechaliby, gdyby wsadzić ich na rowery z 1989r… Tymczasem są dyscypliny, gdzie osiągnięty, wymierny rezultat decyduje o jakości sportowego spektaklu. To tam, na przemian, farmakologia ściga się z techniką.

Dopiero co zakończyły się Mistrzostwa Świata w pływaniu. Dyscyplina ta przeżyła rewolucję. Postanowiono odrzucić całą technologię, która zmieniła jej oblicze w ostatnich latach. „Magiczne” stroje nie tylko umożliwiały szybsze poruszanie się w wodzie poprzez stawianie mniejszego oporu. Wpływały również na sylwetkę zawodników, ich trening i zmieniały znaczenie poszczególnych cech motorycznych zwiększając udział czystej, zwierzęcej niemal siły w osiąganym rezultacie. Ubrani z powrotem w tekstylne kostiumy zakrywające tylko części intymne i niewielkie fragmenty kończyn pływacy mieli znów zacząć poruszać się wolniej. „Uczciwiej”. A okazało się, że w Szanghaju padły dwa rekordy świata, z czego jeden z nich został pobity przez Chińczyka na najdłuższym z dystansów. Rekordowe rezultaty uzyskiwane przez Chińczyków podczas imprez rozgrywanych na ich terenie od lat budziły wątpliwości. Choć Sun Yang nie jest zawodnikiem przypadkowym, poprawienie dziesięcioletniego rekordu świata skłania do refleksji. FINA (federacja pływacka) dopiero podjęła decyzję o wprowadzeniu paszportów biologicznych. Obserwacja kariery Chińczyka może dać więc ciekawe rezultaty

W ostatnich latach w pływaniu głośniej było o „dopingu technologicznym” niż farmakologicznym, to jednak warto zwrócić uwagę na pewien fakt. Jeśli trener jednej z największych gwiazd (Paweł Słomiński o Otylii Jędrzejczak) otwarcie i wprost wielokrotnie mówił, jak ważne są odpowiednie parametry krwi oraz jej natlenienie, niemal chwalił się tym, że zawodnicy nie rozstają się z laboratorium, które owe parametry kontroluje, to coś jest nie tak. Po takiej wypowiedzi kolarz miałby prawdopodobnie na głowie nie tylko kontrolerów dopingowych, ale też i agencję narkotykową lub nawet służby specjalne. Nie od dziś wiadomo, że największe gwiazdy nie mierzą poziomu hematokrytu po to, by uchronić się przed anemią a raczej po to, by skutecznie i bezpiecznie utrzymywać m.in ten właśnie parametr w dopuszczalnych normach. Kolarski program paszportów biologicznych ułatwia ściganie takich manipulacji, ale od trzech lat federacje bardziej prestiżowych dyscyplin najwyraźniej nie są nim zainteresowani.

Technologia i farmakologia spotykają się również w lekkoatletyce. Coraz szybsze bieżnie są coraz bardziej kontuzjogenne. To, podobnie jak „magiczne” stroje pływaków wpływa na konieczność innych przygotowań. Rekordy nadal padają i trudno nie doceniać w tym wpływu właśnie technologii . Wszak w konkurencjach, gdzie liczą się nie minuty a setne części sekundy zysk rzędu 1% może decydować o zwycięstwie a nawet rekordzie. Królowa Sportu, podobnie jak kolarstwo również miała swoje chwile wstydu. Jak wiadomo możliwe było (lub nadal jest) takie podawanie niedozwolonych substancji, by oszukać kontrolerów. Amerykańscy atleci wpadli więc nie na pozytywnych wynikach kontroli (te ujawniły proceder post factum) a w wyniku prowadzonego śledztwa przeciwko firmie BALCO. Biegacze nadal nie są tak mocno kontrolowani jak kolarze i nie objęto ich systemem paszportów biologicznych. Mimo tego, w delikatnych warunkach „post-BALCO” rekordy nadal padają.

Abstrahując od farmakologii można popatrzeć na konkurencję, która najbardziej porusza wyobraźnię. Bieg na 100m w wykonaniu super talentu, czyli Usaina Bolta. Jamajczyk, choć nie wprost, podejrzewany jest o niewykrywalne dotychczas metody dopingu z terapią genetyczną włącznie. Uzyskiwane przez niego czasy są bowiem niezwykłe i dotychczas niespotykane. Choć Bolt ma przewagę nad rywalami, która czasami jest bardzo wyraźna, oni sami nie biegają wiele wolniej. Co więcej, Obecny rekordzista świata jest szybszy o niespełna 4% niż Jim Hines który jako pierwszy pobiegł 9.95 na tartanowej bieżni na Igrzyskach w Meksyku (1968!) i 6% niż Jessie Owens, który pobiegł 10.2 na ziemnym torze w skórzanych butach w roku… 1936. Być może nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale kolejne magiczne granice w sporcie mogą padać nie dlatego, że nagle wyhodujemy nadczłowieka a dlatego, że utalentowanemu zawodnikowi damy lepsze warunki. Wszak na każdych kolejnych mistrzostwach czy Igrzyskach słyszymy, że bieżnia, tor, lodowisko jest jeszcze szybsze.

W tym kontekście debata o protezach Oscara Pistoriusa jest nieco wtórna. Biegacz z RPA w ciągu ostatnich trzech lat przyspieszył na dystansie 400m o 1,18 sekundy. Czyli o 3%. Dla zawodnika, który raczej ściga najlepszych niż sam śrubuje najbardziej wartościowe rezultaty to nie jest różnica, która w „normalnych” okolicznościach budziłaby zastrzeżenia. Pytanie więc nie czy protezy dają mu przewagę nad w pełni sprawnymi sportowcami, ale czy możliwości tych protez zmieniają się szybciej w stosunku do innych czynników technologicznych, które są dostępne dla wszystkich.

Wracając zatem do pływania. Jeśli nadal chcemy rekordów a zabraliśmy zawodnikom technologię, to furtką, jaka pozostaje otwarta jest przyspieszenie wyścigu farmakologicznego. Możliwości ludzkiego organizmu są, mimo wszystko ograniczone. Natomiast poruszające nas wszystkich rezultaty nadal można poprawiać. Jeśli znów, mimo braku nowinek technicznych któraś z dyscyplin bazujących na ludzkiej wydolności przywita wysyp nieznanych zawodników, którzy nagle zaczną śrubować wyniki, będzie wiadomo gdzie szukać przyczyn. Pytanie tylko w jaki sposób i do którego momentu będzie to akceptowane. I gdzie w tym wszystkim jest człowiek jako taki.


Opublikowano

w

, ,

przez