fbpx

Test wiarygodności

Andy Schleck jest bohaterem, Alberto Contador przegranym a Cadel Evans znów ma triumf w Tourze na wyciągnięcie ręki. Dziś kolejny ważny etap. Nie tylko ze względu na układ klasyfikacji. Czas podjazdu, powie, kto prowadzi w wyścigu: kontrolerzy?doperzy.

L?Alpe d?Huez to podjazd szczególny. Niezmiernie eksploatowany, pełen historii, dramatów i zwycięstw wielkich mistrzów. W ostatniej dekadzie kojarzony głównie z dominacją Armstronga. To właśnie na 21 zakrętach prowadzących w górę z Bourg-d?Oissans pognębił Jana Ullricha i zdeklasował Ivana Basso. Wcześniej ?Góra Holendrów? (choć kolarz z kraju tulipanów ostatni raz triumfował tam w 1989r) była świadkiem wielu znakomitych pojedynków.

Dziś istotna jest nie tylko rozgrywka między Andym i Frankiem Schleckami, Cadelem Evansem, Thomasem Voecklerem oraz (wciąż) Ivanem Basso oraz Alberto Contadorem, ale też czas, w jaki najlepszy z faworytów wjedzie na metę. Jak pisałem kilka dni wcześniej, w tym roku zawodnicy jadą wolniej. Podjazdy zabierają im więcej czasu, coraz bardziej istotną rolę zaczyna odgrywać taktyka, układ trasy oraz dyspozycja dnia. Wczorajszy triumf Andy?ego Schlecka to głównie zasługa przemyślanej taktyki oraz jej perfekcyjnej rywalizacji niż wyjątkowej przewagi fizycznej, której Luksemburczyk po prostu nie ma. Różnica, jaką wypracował podczas wjazdu na Izoard wynikała z zaskoczenia i niezdecydowania rywali. Zjazdy i odcinek płaski to zasługa współpracy z uciekinierami oraz, przede wszystkim, tytanicznej pracy Maxime?a Monforta.

Belg był właściwą postacią na właściwym miejscu. Na niezbyt stromych i wietrznych odcinkach Schleck nie mógł mieć lepszego pomocnika niż znakomity czasowiec. Monfort ma na swoim koncie mistrzostwo Belgii w jeździe indywidualnej. To wystarczająca rekomendacja by dać opór rywalom, którzy nie byli zdeterminowani w 100% do wściekłej pogoni. Jako ostatnie ogniwo w planie dyrektorów sportowych ekipy Leopard spisał się idealnie

W pościg rzucił się dopiero Cadel Evans, który niczym perszeron prowadził liderów przez cały podjazd na Galibier, uratował żółtą koszulkę Voecklerowi oraz, co ważne, sam pozostał w grze o zwycięstwo. Evans bowiem stracił na mecie ponad dwie minuty, ale do właściwego brata. Andy był dalej w klasyfikacji i gorzej jeździ na czas od Franka. Mając w pamięci porażkę z Carlosem Sastre na Alpe d?Huez to właśnie Australijczyk, nie czekając na innych rywali wziął sprawy w swoje ręce. I to on obok młodszego ze Schlecków jest bohaterem etapu a być może nawet zwycięzcą wyścigu.

Ponieważ wszyscy byli na mecie w podobnym (czyli złym) stanie, dzisiejsze podjazdy na Galibier (od trudniejszej strony) i l?Alpe d?Huez będą kluczowe. Pobicie rekordowych czasów Pantaniego, Arsmtronga czy Ullricha, przedstawicieli poprzedniej ery kolarstwa jest poza zasięgiem. Ba, nawet zejście w okolice 38 minut będzie podejrzane. W 2006r, choć z ucieczki, Frank Schleck jechał pod górę przez blisko 41 minut. Dwa lata później, puszczony przez faworytów Carlos Sastre 39,5. Jeśli tegoroczny wyścig nie jest ?Tourem Cudów? jutro będziemy oglądali ciekawą rozgrywkę taktyczną a w przypadku mocnej jazdy czas w granicach najwyżej 39 minut. Jeśli pojadą szybciej, obawiam się, że z pełną odpowiedzialnością będzie można nie włączać telewizora podczas sobotniej czasówki. Lub zająć się czymś co jest równie odrażające.


Opublikowano

w

,

przez