W niedzielę w Warszawie startuje najważniejsza cykliczna impreza sportowa w Polsce. Tour de Pologne nakręca od lat całą branżę rowerową w kraju. Jest nasz i za to go cenimy. Ale czy mamy go za co lubić?
Pro
To całkiem niezły wyścig. Choć ciągle szuka miejsca w kalendarzu i do rangi, jaką mają inne etapówki z najwyższej półki realnie mu trochę brakuje, co roku przyjeżdżają do Polski dobrzy zawodnicy. Wbrew temu, co próbuje nam przekazać TVP na Tour de Pologne nie ścigają się gwiazdy. Te, jeśli się pojawiają, zazwyczaj są tu w innych celach. Za to solidni kolarze, których kariera zazwyczaj dopiero nabiera rozpędu nadają Tour de Pologne wysoki priorytet. Od czasu wejścia do najwyższej klasy rozgrywkowej imprezę wygrywają uznane nazwiska. Ba, zdarzyło się nawet, że Tour de Pologne decydował o klasyfikacji generalnej UCI Pro Tour. „Kolarska Liga Mistrzów” jest jednak melodią przeszłości i nieudanym projektem odłożonym na półkę. Bardziej istotny jest prestiż konkretnych zawodów niż całej serii. Wydaje się, że wyścigowi organizowanemu przez Czesława Langa bliżej do niektórych etapówek z UCI Europe Tour, ale oficjalnie przyznana kategoria robi swoje. W poszukiwaniu charakteru trasa Tour de Pologne jest z roku na rok modyfikowana. W sezonie 2011 na papierze wygląda na wymagającą i ciekawą – w sam raz dla dobrych kolarzy jeżdżących w średnich górach. Mocni „klasycy” i młodzi adepci etapówek powinni czuć się u nas dobrze a przy tym zagrać ciekawy spektakl dla widowni. Całość uzupełniają codzienne relacje w telewizji publicznej dostępne w całym kraju w prime time, wygodny streaming w internecie oraz obszerne relacje w prasie i mediach elektronicznych.
Contra
Tour de Pologne ustami dziennikarzy TVP regularnie PRowsko nasz oszukuje. To nie jest „Kolarska Liga Mistrzów”, gdzie o zwycięstwo walczą gwiazdy. To dobry wyścig dla dobrych zawodników. Tyle. Impreza ma niestety sporo mankamentów.
Pierwszy to brak pozytywnych elementów charakterystycznych. Tour de Pologne to wyścig bez legendy. Nie ma swoich herosów, nie ma miejsc, które co roku decydowałyby o zwycięstwie. Mamy za to wszechobecne rundy. Robione dla sponsorów, samorządów i telewizji. Dla zawodników są niebezpieczne, dla kibiców nudne.
Drugi i chyba najważniejszy to koszmarna jakość relacji telewizyjnej. Niby jest lepiej, przynajmniej od strony technicznej – są helikoptery, motocykle niewiele ujęć pochodzi z kamer stacjonarnych jak bywało jeszcze całkiem niedawno. Niestety kolory w telewizorze nadal przypominają te, znane ze zdjęć wykonanych na materiałach światłoczułych marki ORWO a finisze rozgrywane są pod słońce, tak, że trudno rozróżnić zawodników. Sama relacja przerywana jest komentarzami wątpliwej klasy ekspertów, a raczej gości dobieranych „od czapy”. Mamy więc kierowców rajdowych, serialowych aktorów, lokalne piosenkarki, brakuje tylko Dody i mielibyśmy „Gwiazdy Tańczą na Lodzie”. A raczej „Gwiazdy nie Mają Pojęcia o Czym Mówią, ale Ładnie się Uśmiechają w Dobrym Czasie Antenowym”. Gadające głowy to spora część czasu poświęconego na relację. Kolarze stanowią tło. Jest więc to czas stracony dla kolarstwa, sportu, szerzej „kultury fizycznej”. Można za to policzyć zwrot z migających w tle logotypów.
Meritum
Tour de Pologne, choć z długą tradycją, w zawodowym kolarstwie istnieje od 1997r, gdy dostał kategorię UCI. Do elity awansował w rewelacyjnie szybkim tempie i to nie dzięki pieniądzom jak kiedyś Deutschland Tour a organizacji, która faktycznie spotyka się z uznaniem międzynarodowych władz kolarstwa. Jest jednak ciągle imprezą na dorobku, która szuka swojego miejsca. Koncepcja wyścigu jest zmieniana, trasa, lokalizacje, góry, etapy płaskie, jazda na czas pojawiają się sezonowo. Silna zależność m.in. od budżetów samorządów w połączeniu z niedawną zmianą terminu powoduje, że czas na odnalezienie charakteru się wydłuża. Przy tym potencjał całości nadal wydaje się nie do końca wykorzystyway. Osobiście nie słyszałem, by ktoś w rozmowie wspomniał: „A wiesz, byłem ostatnio w miejscowości X. Gdzie to jest? No tam, gdzie w zeszłym roku przejeżdżał Tour de Pologne”.
Przed Czesławem Langiem i jego ekipą jeszcze wiele pracy. Realne, a nie PRowskie wejście do grupy najbardziej prestiżowych imprez kolarskich na świecie może nadejść za długie lata albo nawet wcale. Tour de Pologne prawdopodobnie nigdy nie będzie tym co Tour de Suisse, Paryż-Nicea czy Tour de Romandie. Te wyścigi zajmują swoje miejsce w kalendarzu od dziesiątek lat. Ma za to ogromny potencjał, jako najważniejsza, cyklicznie organizowana impreza sportowa w kraju. Hype na rowery jest od pewnego czasu umiejętnie moderowany przez media. Tegoroczny Tour de France zrobił z kolei wiele, by poprawić wizerunek skompromitowanego kolarstwa wyczynowego. Działania takie, jak impreza towarzysząca dla amatorów, która zaczyna wpisywać się na stałe w kalendarz to dobry pomysł by budować przyjazny, a nie nachalny wizerunek imprezy. Tour de Pologne ma realną wartość: finansową, społeczną i kulturową. Odejście od przaśności a’la TVP i zależności od nacisków sponsorów wydaje się być w tej chwili kluczowe. Parafrazując znane zdanie Czesława Langa, to wyścig powinien kreować zachowania sponsorów a nie sponsorzy układać wyścig pod siebie.