fbpx

Koniec Touru Dwóch Prędkości?

Thomas Voeckler przejechał Pireneje w żółtej koszulce. Lider Tour de France puszczony wcześniej w ucieczce na kilka minut utrzymuje przewagę nad faworytami. Co więcej, „dzielny Francuz” nie tylko ostatkiem sił przeczołgał się przez góry. Z wyzywającym wyrazem twarzy i jednoznaczną gestykulacją dał do zrozumienia, że on również jest w grze. Kolarze jadą wolniej, więc większa grupa zawodników ma szansę na zwycięstwo.

Voeckler był już w podobnej sytuacji. W 2004r po ucieczce w pierwszej fazie wyścigu zdobył pozycję lidera i dzielnie bronił jej do 15. etapu. Wtedy też Wielka Pętla zaczynała przejazd przez góry od Pirenejów i dopiero pierwszego dnia w Alpach oddał maillot jeaune Armstrongowi. Wielce prawdopodobne jest, że przy takiej jeździe, jaką prezentuje w tym momencie, Voeckler utrzyma ją przynajmniej do czwartku i finiszu na legendarnej przełęczy Galibier. Etapy do Gap i Pinerolo, znany z waleczności Francuz byłby w stanie przejechać w pierwszej grupie nawet w latach powszechnego stosowania EPO i dopingu krwi.

Docieram bowiem do kluczowego momentu. Dlaczego Voeckler z pomocą młodego Pierre’a Rolanda jest w stanie jechać razem ze Schleckiem, Basso, Evansem czy Contadorem. Sprawa dotyczy także, choć nie w tak widoczny sposób Damiano Cunego. Odpowiedź na to pytanie, choć oczywiście tylko w sferze przypuszczeń daje nieoceniony w takich sytuacjach blog The Science of Sport. Otóż od wprowadzenia na przełomie 2007 i 2008 paszportów biologicznych, w zawodowym peletonie drastycznie spadła ilość wyników badań wskazujących na nieprawidłowości sugerujące manipulację krwią. Według pokazanej w tabeli historii owych nieprawidłowości, patrząc na ilość „młodych” krwinek (retikulocytów) można przypuszczać, jaki rodzaj dopingu jest popularny w peletonie.

I tak do 2003, gdy zaczęto stosować skuteczny test na EPO, nadmierna ilość retikulocytów w testach była powszechna, co sugerowało dostarczenie do organizmu erytropoetyny z zewnątrz. Wraz z wprowadzeniem testów zawodnicy mieli przerzucić się na doping krwi np. w postaci przetaczania tejże, na co wskazuje wyraźnie niedobór nowych krwinek a nadmiar „starych”. Pamiętacie Tour 2003 i fenomenalną jazdę Ullricha? Pamiętacie kto był wtedy jego wyłącznym opiekunem? Rudy Pavenage, który to opiekun i mentor nie tylko wpierał Jana psychicznie, ale też przede wszystkim skontaktował z Eufemiano Fuentesem, antybohaterem „Operacji Puerto”. Rewelacyjnie jadący wtedy Tyler Hamilton a także Alexander Vinokourow w niedługim czasie również wpadli na przetaczaniu krwi.

Drastyczny spadek nienormalnych wyników nastąpił dopiero w 2008r, gdy wprowadzono paszporty biologiczne. Tamten wyścig, wygrany przez Carlosa Sastre również był dziwny. Komentatorzy prześcigali się wtedy w sugestiach wobec Cadela Evansa, że ten nie jest dość waleczny a jego ataki są niemrawe. Cóż… słyszymy to i w tym roku względem Andy’ego i Franka Schlecków w sytuacji, gdy Evans ma szansę na zwycięstwo. W 2008r Sastre wygrał nie dlatego, że w porywający sposób odjechał rywalom a dlatego, że mająca trzech liderów ekipa Bjarne Riisa zdominowała wyścig i Sastre, jako „Joker” został puszczony przez pozostałych pretendentów na Alpe d’Huez. Owszem, zawodnicy w międzyczasie testowali różne inne substancje, kierując swoją uwagę w stronę zmniejszenia częstotliwości oraz dawek. Stąd Dynepo („EPO II generacji”), według niepotwierdzonych i nieautoryzowanych testów miał je stosować Rasmussen oraz CERA („EPO III generacji”) a także, być może również GW 1516 i AICAR, substancje będące rodzajem dopingu genetycznego.

W tym roku obserwujemy wzmocnioną powtórkę z 2008r. Faworyci wjeżdżają kluczowe podjazdy o kilka minut wolniej (Luz Ardiden 1,5′ a Plateu de Beille nawet 3′) niż kilka lat temu. Ivan Basso, szczuplejszy i bardziej aktywny niż w latach ubiegłych w swoim stylu nadaje mocne tempo, gdy szosa robi się bardziej stroma. Gdy wygrywał Giro, nie tacy kolarze jak Voeckler odpadali od niego jeden za drugim. Frank Schleck i inni faworyci ruszając w końcówkach do ataku pożerali uciekinierów. Tymczasem Sanchez czy Vanendert zyskawszy niewielką przewagę, jadą do mety zbliżonym tempem co potencjalni liderzy. Na Plateau de Beille to Voeckler, który owszem, poprawił jazdę w górach, ale etapy wygrywał raczej dzięki swej waleczności a nie wybitnym umiejętnościom w tej specjalności kontrował ataki, nadawał tempo i żywo gestykulował. Jakby chciał powiedzieć „Ha, patrzcie, nareszcie przyszedł ten czas. Już nie ma równych i równiejszych”.

Po aferach Festiny i Cofidisu francuskie kolarstwo może nie popadło w zapaść, ale reprezentanci tego kraju mogli co najwyżej marzyć o wejściu do pierwszej piątki klasyfikacji generalnej. Bardzo restrykcyjne przepisy uniemożliwiały zawodnikom „rozwój”, na jaki mogli pozwolić sobie choćby Hiszpanie. W ich zasięgu znajdowała się ewentualnie koszulka najlepszego górala, myślenie o top5 traktowano w kategorii mrzonki. Jeśli peleton będzie jechał pod górę w tym tempie, Voeckler może zostać pierwszym kolarzem od czasów Virenque’a który w Paryżu stanie na podium. Dla przypomnienia, Virenque największe sukcesy odnosił wówczas, gdy wszyscy także byli równi. To znaczy równo nakoksowani.

Częściowe (wszak nikt obecnie chyba już nie wierzy, że peleton jest 100% czysty a obecne przepisy po prostu utrudniają i ograniczają możliwość radosnego poprawiania swoich parametrów bez konsekwencji dyscyplinarnych) zrównanie sił może też tłumaczyć nerwowość i kraksy w pierwszym tygodniu touru. Skoro większa liczba zawodników miała szansę na dobry wynik, postanowili z niej skorzystać. Co za tym idzie tłok był większy i zdarzało się więcej wypadków.

Cała hipoteza może jednak łatwo wziąć w łeb. Alberto Contador wraca do sił. Kolano przestaje go boleć a na akcje rywali zaczyna reagować dynamicznie dochodząc do grupy i bacznie przyglądając się co robią. Choć Pireneje były ciężkie, wyścig rozegra się w Alpach. Podmęczonych rywali i ich drużyny łatwiej będzie rozbić. Contador dobrze czuje się w sytuacji, gdy każdy jedzie na siebie, pokazał to w tegorocznym Giro. Tam wykorzystywał selekcję, którą swoimi atakami robił Joaquim Rodriguez. Kto więc pomoże mu teraz? A jeśli znajdzie się śmiałek, czy Alberto zniszczy rywali dynamitem w nogach (co sugerowałoby najgorsze) czy sprytem i taktyką?


Opublikowano

w

, ,

przez