fbpx

Bettini 2.0

Marc Madiot, człowiek, który kształtował początki kariery Philipe?a Gilberta twierdzi, że jeśli jest w peletonie jakiś kolarz, który nie stosuje dopingu, to jest nim właśnie Belg (a w zasadzie Walończyk). Czy można w to wierzyć? Sądząc po tym, w jakim stanie kolarz grupy Omega Pharma znajduje się po każdym kolejnym wielkim zwycięstwie chyba faktycznie tak jest.

Łatwo powiedzieć, że przewidywało się wielkie triumfy danego zawodnika, gdy ten je już odnosi. Jeśli jednak sięgnę pamięcią wstecz, to jego pierwszego ważnego akcentu w karierze,  czyli wygranej w Omloop Het Volk wczesną wiosną 2006r, już wtedy cieszyłem się z wygranej Gilberta. Liczyłem, że będzie to bodziec, który wpłynie na rozwój jego kariery. Dlaczego właśnie zwróciłem uwagę na jego osobę? Cóż, w owym czasie był spory hajp na młodych kolarzy z FDJ. Mówiło się jeszcze o Thomasie Lovkviscie, Jussi Veikkanenie, nadzieje na dalsze sukcesy pokładano także w Sandym Casarze. Jak w wielu wypowiedziach powtarzał wspominany już Madiot, Gilberta spod swoich skrzydeł wypuścił tylko ze względu na finanse. FDJ to grupa niezbyt zamożna, której esencją są młodzi zawodnicy, którzy często robią krok dalej w bardziej dofinansowanych ekipach. W przypadku Belga fakt rozwoju poza FDJ wiąże się także z przejściem do drużyny z jego kraju, w której ma pełne wsparcie podczas wyścigów klasycznych.

Nie dostawałby go jednak, gdyby nieprzeciętne możliwości, jakie prezentuje. Już teraz, a nie ma jeszcze 29 lat, zapisał się na kartach historii kolarstwa. Nie tylko powtórzył wielki wyczyn Davide Rebellina, czyli wygrał trzy ardeńskie klasyki: Amstel Gold Race, Walońską Strzałę i Liege-Bastogne-Liege, ale jeszcze go poprawił. Fenomenalną serię rozpoczął bowiem kilka dni wcześniej, triumfując w Strzale Brabanckiej. Nie jest to jednak pierwsza taka seria w wykonaniu belgijskiego kolarza. W 2009r wygrał Coppa Sabatini, Giro del Piemonte, Paryż ? Tours i Giro di Lombardia. Co go jednak odróżnia od niesławnego Rebellina, to opinia kolarza ?czystego?. Styl, w jakim w tym roku rozbił braci Schlecków podczas L-B-L (dwaj wybitni górale nie byli w stanie we dwóch pokonać osamotnionego Gilberta) a także rozprawił się z rywalami na innych górskich finiszach: w Huy i na Caubergu nie pozostawił dyskusji co do przewagi jaką miał nad rywalami. Różnica tkwi w szczegółach. Philipe Gilbert, podobnie jak Cadel Evans (zawodnik, który również podejrzewany jest o jazdę w porywach na aminokwasach i sterolach roślinnych) wjeżdżając na metę po wielkim zwycięstwie jest u kresu sił. Umordowany, słania się na nogach, często siada opierając się o barierki. Spory dysonans w porównaniu z herosami, którzy jeszcze niedawno po najbardziej morderczych końcówkach etapów tryskali nie tylko energią ale i dowcipem, dbając głównie o nienaganny styl swojej fryzury.

Próbując przewidzieć, co będzie działo się dalej, pojawiają się dwa pytania. Kiedy i ile razy Gilbert zdobędzie mistrzostwo świata oraz czy jest w stanie stanąć na podium wielkiego touru. Odpowiedź na drugą kwestię jest łatwiejsza. Przy niezbyt trudnej trasie oraz nieszczególnie mocnej obsadzie (brak Contadora), może się to udać. Choć Belg do tej pory nie rejestrował się nawet w pierwszej dwudziestce, klasyfikacja generalna nigdy nie była jego celem. Skoro w przeszłości Vueltę wygrał Laurent Jalabert, kto wie, na co stać Gilberta. Co kilka lat trasa hiszpańskiego touru omija najbardziej mordercze podjazdy, często też przez specjalistów wyścigów etapowych traktowana jest jako kąsek na pocieszenie a nie jako główny cel sezonu. Zatem scenariusz, że podopieczny Marca Sergante?a stanie w ciągu najbliższych kilku lat na podium w Madrycie jest całkiem możliwy. Inną sprawą jest zdobycie tęczowej koszulki. Po pierwsze mistrzostwa świata to do pewnego stopnia loteria. Po drugie, Gilbert ma w reprezentacji swojego kraju równorzędnego konkurenta, również wybitnego specjalistę wyścigów klasycznych. Tom Boonen jest równorzędną postacią i np. w tym roku to raczej on będzie liderem w Kopenhadze, gdzie trasa preferuje sprinterów. Wspominany w tytule Paolo Bettini, którego osiągnięcia Philippe Gilbert zaczyna powoli doganiać miał paradoksalnie lepszą sytuację. Choć reprezentacja Włoch zawsze była naszpikowana gwiazdami, ?Świerszcz? był ewidentnie najlepszym ?klasykiem?. Dodatkowo nieżyjący już Franco Ballerini potrafił być absolutnie bezkompromisowy w doborze ekipy na mistrzostwa, tymczasem Belgowie nie mają takiej postaci na stanowisku dyrektora sportowego. Czas więc pokaże, czy Gilbert będzie jeździł w tęczowej koszulce. Nawet jeśli jej nigdy nie zdobędzie, już teraz można wpisać go do panteonu największych gwiazd w historii kolarstwa.


Opublikowano

w

,

przez