fbpx

Jest moc w przełajach

Stawka żądnych sławy atletów ruszająca z pełną mocą na wystrzał startera to imponujący widok. Jeszcze bardziej imponująca jest wirtuozeria prowadzenia roweru na wąskich oponkach z minimalnym bieżnikiem na krętej, błotnistej trasie. Przełajowe Mistrzostwa Świata po raz kolejny pokazały, że cyclocross jest rewelacyjną odmianą kolarstwa. Nawet, jeśli realnie to większa nisza niż skoki narciarskie.

Jak zwierzęta

Tempo, dynamika, siła z jaką porusza się stawka na najważniejszych imprezach sezonu absolutnie powalają. Jeśli jeździsz na rowerze, to wiesz, jak mocnym, szybkim i wytrzymałym trzeba być, by coś takiego wytrzymać. Albo nie wiesz, bo mam wrażenie, że to, co wyczyniają przełajowcy jest na granicach, przynajmniej mojej, wyobraźni.

Niemal od startu do mety cisną ?ile fabryka dała? kontrolując przy tym, by nie popełnić zbyt wielu błędów na grząskiej i śliskiej trasie. To tak, jakby połączyć Danny?ego Harta z Champery z Alberto Contadorem z Verbier i oglądać to przez godzinę.

Tylko Belgowie

Niestety mistrzostwo w jeździe po błocie osiągalne jest tylko dla nielicznych, bo i nieliczni nim się interesują. Przełaje to niemal ?religia? w Belgii, ważne wydarzenie w Holandii i cieszący się pewną popularnością sport we Francji, Niemczech, Szwajcarii, Czechach i USA. Od 1950r Belgowie zdobyli 28 złotych medali w elicie mężczyzn, z czego 11 w XXIw.

Większą różnorodność uczestników znajdziemy w skokach narciarskich, dyscyplinie de facto nieistniejącej poza wąską grupą sportowców wyczynowych, niedostępną w wydaniu masowym.

Równocześnie trzeba wspomnieć, że ta niszowa dyscyplina jest ekstremalnie popularna w Niderlandach. Imprezy mistrzowskie potrafi na żywo przy trasie obserwować nawet 70000 kibiców.

Cień skandalu

Tegoroczna walka o tęczowe koszulki w holenderskim Zolder została przyćmiona pierwszą w historii kolarstwa aferą związaną z ?moto-dopingiem?. W zapasowym (co ważne, zgłoszonym do zawodów i znajdującym się w boksie ekipy) rowerze orliczki Femke Van den Driessche (mistrzyni Europy U-23, Belgijka) ukrytą baterię i silniczek wspomagający jazdę. To rozwiązanie w rodzaju ?Gruber Assist?, dostępnej od kilku lat na rynku propozycji dla amatorów.

W raporcie CIRC (niezależnej komisji ds. reformy kolarstwa) ?doping mechaniczny? wskazano jako realne zagrożenie a UCI od kilkunastu miesięcy wyrywkowo bada rowery zawodników, głównie na szosie.

Sprzęt Femke Van den Driessche (nieużyty w wyścigu, z którego Belgijka się wycofała) został prawdopodobnie zeskanowany (obecnie kontrolerzy dysponują poręcznymi skanerami) za czyjąś sugestią.

Warto w tym miejscu zauważyć, że cała sprawa wygląda na grubymi nićmi szytą, tym bardziej, biorąc pod uwagę pewnego rodzaju prymitywizm przygotowanego do użycia rozwiązania, czy łatwość, z jaką mogło być wykryte.

La Gazzetta dello Sport podaje, że o wiele bardziej zaawansowanym ?moto dopingiem? są wspomagane elektromagnetycznie koła, które mogą dodać kolarzowi nawet 60W. Tyle tylko, że taki sprzęt ma kosztować 200tys euro, zatem tak jak z dopingiem farmakologicznym na ?Gruber Assist?, tak jak na prostych sterydach wpadają biedni (kobieta, orliczka, w przełajach a nie gwiazda męskiego peletonu na szosie).

Niewykluczone, że konsekwencją będą nie tylko wyrywkowe kontrole, ale doczekamy sytuacji, w której rowery kolarzy będą weryfikowane na badaniu technicznym przed zawodami i zamykane w „parc ferme” niczym w sportach motorowych.

Tak czy inaczej pierwszy, wykryty w rowerze kolarza silniczek jest faktem, który przyćmił i błyskotliwe zwycięstwo Wouta van Aerta w pojedynku z Larsem van der Haarem i pomyłkę Adama Toupalika i ekstremalnie wysoki poziom sportowy w wyścigach wszystkich kategorii. A także pożegnanie ze startami wśród zawodowców żywej legendy cyclocrossu, Svena Nysa.

Polacy bez silniczków

Reprezentanci Polski w Zolder wystartowali i ukończyli, ze statystycznego punktu widzenia ich wyjazd do Holandii był nieistotny.

Mimo to warto wspomnieć wyraźnie lepszą niż zdobyte miejsce (25) jazdę Olgi Wasiuk, która z racji dalekiej pozycji w rankingu już po starcie miała stratę do czołówki.

Powiedzmy sobie szczerze, Polska to nie jest najlepszy kraj do uprawiania cyclocrossu. Owszem, mamy pewne tradycje a współcześnie można zaobserwować pewien renesans przełajów. Mimo wszystko większość zawodników traktuje starty w CX jako trening i uzupełnienie innych odmian kolarstwa.

W naszym klimacie trudno przygotować szczyt formy na najważniejsze imprezy międzynarodowe, które rozgrywają się w grudniu, styczniu i na początku lutego. Realnie rzecz ujmując wiązałoby się to z przeprowadzką bardziej na zachód, gdzie nie tylko jest nieco cieplej, ale i niemal codziennie rozgrywane są wyścigi wyższej niż najwyższa w Polsce kategorii.

Równocześnie nie powinniśmy ani dyskredytować postawy naszych przełajowców, ani tym bardziej sugerować, że ich wyjazdy na mistrzostwa są bez sensu. To ważne, by choćby kilka razy w sezonie zawodnicy i ich obsługa mieli kontakt ze światem ze względów logistycznych i, co istotne, dla zachowania ciągłości szkolenia. Dla niektórych z nich wyjazd do Zolder to dopiero początek doświadczenia z międzynarodowymi startami w przełajach. Podobnie ma się sprawa z kryteriami kwalifikacji w oparciu o określone imprezy, system Pucharu Polski i imprez mistrzowskich w kraju. Rezygnacja z nagrody, jaką można uzyskać walcząc na krajowych trasach równałaby się z poważnym ciosem dla całej, rodzącej się sceny przełajowej.

Biorąc pod uwagę wspomniane ożywienie, start naszej reprezentacji w Zolder należy po prostu potraktować jako inwestycję. A inwestycje mają to do siebie, że na zwrot czasami trzeba czekać trochę dłużej.


Opublikowano

w

,

przez