fbpx

Czego uczy nas Tom Boonen?

Trzydziestopięcioletni kolarz, który już kilka razy przez ?wiernych fanów? był wysyłany na emeryturę właśnie ograł czołowych asów sprintu podczas finiszu trzeciego etapu ENECO Tour. To świetna lekcja dla wszystkich niecierpliwych i wyciągających pochopne wnioski.

Kolarstwo ma to do siebie, że udział zwycięstw do wszystkich startów danego zawodnika jest niewielka. Przy standardowej liczbie około 70 dni wyścigowych w sezonie rzadkością jest, by najbardziej skuteczny zawodnik triumfował 20 razy. Zazwyczaj część z tych wyników osiągana jest na imprezach niższej rangi. Jeśli ktoś wygrywa ?monument?, etapówkę, pojedynczy odcinek lub klasyfikację wielkiego touru, zazwyczaj wystarcza to, by mógł uznać sezon za udany.

Tak jak przedstawiciele innych dyscyplin sportu, również kolarze przeżywają w czasie kariery lepsze i gorsze okresy. Czasami ?dołek? trwa kilka miesięcy, czasami musi minąć nawet kilka lat zanim zawodnik po kontuzji, chorobie, przetrenowaniu czy innych kłopotach wróci na prezentowany wcześniej poziom. Bywa też, że dobrze zapowiadający się, mający wielki talent i lukratywny kontrakt potencjalny gwiazdor długo czeka na zrealizowanie pokładanych w nim nadziei.

Zanim Cadel Evans wygrał swój wielki tour minęło 10 lat. Paolo Tiralongo na etapowe zwycięstwo czekał aż 11. Juan Jose Cobo w swojej karierze zanotował tylko jedną, udaną Vuelta a Espana, którą zakończył zwycięstwem. Takich przypadków można by mnożyć.

Ludzi, którzy mają fizjologiczne możliwości by wygrać wielki tour jest zawsze nie więcej niż kilku. Sprinterów radzących sobie podczas mocno obsadzonych finiszy z peletonu kilkunastu, podobnie jak zawodników mających ?papiery? na dobry wynik w klasykach. Jeśli dołożyć do tego uciekinierów, korzystających z dyspozycji dnia, wyjątkowej motywacji lub zwyczajnie przychylnego rozwoju wypadków, na każdym wyścigu grupa chętnych do pierwszego miejsca jest całkiem spora.

Wspomniany Tom Boonen zwyciężając na etapie Eneco Tour zaliczył trzeci triumf w sezonie. Wcześniej był najszybszy na trasie Rund um Koln oraz etapu Tour of Belgium. Ponieważ jednak nie stanął na podium w Roubaix czy Flandrii a i rok wcześniej jego rezultaty na brukach nie przystawały do poprzednich lat, pojawiły się głosy, że czas Belga w zawodowym peletonie powoli dobiega końca.

Fakt, były mistrz świata, pięciokrotny zwycięzca E3 Harelbeke, czterokrotny triumfator Paryż-Roubaix, trzykrotny Dookoła Flandrii i Kuurne-Bruksela-Kuurne ma już niemal trzydzieści pięć lat. Jak na zawodowca to sporo, jednak nie oznacza, że należy go lekceważyć lub skreślać jako faworyta dowolnego wyścigu, na starcie którego staje.

To dobra lekcja dla tych wszystkich, którzy oczekują, że ich idol będzie wygrywał nieprzerwanie przez wiele miesięcy lub lat. Ci, którzy liczą na to, by ulubiony zawodnik po spektakularnej serii zwycięstw utrzymał dyspozycję i stał się dominatorem szos powinni uzbroić się w cierpliwość. Każdy sportowiec ma swój czas. Brak zwycięstw nie oznacza, że stracił swój potencjał. Sam kontrakt z grupą zawodową oznacza, że kolarz osiągnął poziom przewyższający większość ludzkiej populacji a start w wielkim tourze to znak, że można go zaliczyć do najwęższego grona elity elit. Pamiętajmy o tym, komentując wyniki Boonena, Kwiatkowskiego, Sagana, Majki, Kittela i wielu innych zawodników, którym kibicujemy i z niecierpliwością czekamy na ich sukcesy.


Opublikowano

w

,

przez

Tagi: