fbpx

Kolarski rok 2014: Maj

Na początku maja różowa euforia ogarnęła Irlandię. Wizyta Giro d?Italia na ?zielonej wyspie? pokazuje, jak wielkie jest zapotrzebowanie na kolarstwo poza tradycyjnym, dla tej dyscypliny, kręgiem kulturowym.

Belfast i Dublin przyjęły peleton Giro iście po królewsku, mimo, że start reprezentantów gospodarzy był daleki od oczekiwań lokalnych kibiców. W pamięci zostanie z pewnością autodestrukcyjna kraksa ekipy Garmin, która wykluczyła jednego z faworytów, Daniela Martina. Pierwsze dni każdego wielkiego touru są nerwowe, ale Giro przeszło w tym roku wszystkie oczekiwania. Trup słał się gęsto, kości się łamały i trudno było znaleźć w peletonie zawodnika bez charakterystycznych ?szlifów? będących efektem lądowania na asfalcie. Wielu kolarzom szczególnie zapadł w pamięć etap z metą na Montecassino. Nie dość, że wyjątkowo długi (ponad 250km), to jeszcze na rondzie u stóp finałowego wzniesienia wyłożyła się niemal cała grupa zasadnicza. W tej kraksie poważnie ucierpiał m.in. ?Purito? Rodriguez, ale kontuzji doznał też. m.in. Przemysław Niemiec. Na zamieszaniu skorzystali Australiczycy: Michael Matthews i Cadel Evans. Dzięki zdobytej przewadze obaj przez kilka dni mogli się cieszyć koszulką lidera, jednak sukcesywnie ?spływali? w klasyfikacji wraz z kolejnymi podjazdami. Giro d?Italia 2014 to łabędzi śpiew Evansa, którego kariera na szosie zaczęła się właśnie od włoskiego touru dwanaście lat temu i tam, de facto zakończyła.

O losach tegorocznego wyścigu zadecydował słynny etap numer 16. W dość niejasnych okolicznościach atak na zjeździe z przełęczy Stelvio zainicjował Nairo Quintana. Kolumbijczyk, który miał już nieco strat z wcześniejszych dni, odrobił je z nawiązką. Fakt, że podjeżdżał najszybciej na metę w Val Martello a także na kolejnych etpach nie zmienia tego, że rywalom uciekł w fatalnych warunkach atmosferycznych, gdy co chwilę potwierdzana i odwoływana była decyzja o neutralizacji etapu. Tak czy inaczej, Quintana uzyskał to, po co do Włoch przyjechał, czyli wygraną w całym wyścigu. Nieco niepocieszony mógł się czuć jego rodak, Rigoberto Uran, który gdyby nie zamieszanie na Stelvio, mógł śmiało myśleć o zwycięstwie. Na pocieszenie zostaje mu fakt, że podczas tegorocznego Giro nie tylko potwierdził, że jest znakomitym góralem, ale także sprawdził się jako specjalista jazdy indywidualnej na czas.

Jeśli już mowa o odkryciach, to takim z pewnością jest postać Fabio Aru. Młody Włoch we wspaniałym stylu wygrał etap na Montecampione i zajął trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej. To wielki talent, który do tego nie boi się ryzykownych ataków a przy tym już teraz prezentuje wysoką wytrzymałość i moc. Jedynym problemem wydaje się jazda w tej samej grupie (Astana), co Vincenzo Nibali, ale póki co obaj kolarze deklarują wzajemne wsparcie i chęć podziału ról w drużynie.

Wiele emocji przyniosła nam jazda Rafała Majki. Polski kolarz jechał równo, niektórzy kibice twierdzą, że pasywnie, ale zdołał zająć rewelacyjne, szóste miejsce w klasyfikacji generalnej (poprawa o jedną lokatę w stosunku do sezonu 2013 i wyrównanie ?rekordu Polski? Przemysława Niemca). Co więcej, na kluczowych etapach zmagał się z problemami żołądkowymi, co nie przeszkodziło mu odrodzić się na brutalnym podjeździe Monte Zoncolan, gdzie znów mogliśmy go oglądać z najlepszymi.

Z perspektywy całego sezonu, warto wspomnieć nie tylko o kolarzach walczących w klasyfikacji generalnej. Bez wątpienia podczas Giro rozbłysła gwiazda Nacera Bouhanniego. Francuski sprinter wygrał trzy etapy i trzeba go teraz stawiać na równi z innymi super-sprinterami. Powody do zadowolenia mają też włoscy kibice: kilku młodych kolarzy z ich kraju (nie licząc oczywiście Aru) pokazało spory potencjał, wyróżnić należy Enrico Battaglina czy Francesco Bongiorno. Aspirujący do osiągania najwyższych celów Diego Ulissi, choć był szybki, mocny i dynamiczny, przyjął za dużo salbutamolu z leku Ventolin i został zdyskwalifikowany.

https://twitter.com/MTrivi97/status/512217875869093888

Choć równolegle z Giro d?Italia rozgrywanych jest wiele wyścigów, najważniejszym z nich wydaje się być Tour of California. Wybierają go kolarze, budujący formę na Tour de France oraz ci, którzy nie zmieścili się w składach swoich ekip rywalizujących we Włoszech. W kalifornijskim słońcu klasą dla siebie był Bradley Wiggins. Zdominowany w ekipie Sky przez Chrisa Froome?a, mając chwile oddechu z dala od swojego rywala, nie tylko miał świetną wiosnę, co potwierdził dziesiątym miejscem w Paryż-Roubaix, to jeszcze w Kaliforni przypomniał, że jeszcze dwa lata temu to on rządził na trasie Wielkiej Pętli. Wygrał czasówkę, obronił się w górach i pewnie triumfował w całym wyścigu.

W maju Międzynarodowa Unia Kolarska zmieniła dość znaczący przepis. Postanowiono, że rekord godzinny będzie od tego roku można bić na nowoczesnych rowerach zbliżonych do tych, na jakich kolarze jeżdżą w próbach indywidualnych na czas (oczywiście z ostrym kołem). Dotychczas mogli to robić tylko na ?retro? sprzęcie zbliżonym do tego, na jakim Eddy Merckx mierzył sie z ?godziną? w latach siedemdziesiątych XXw. Zmiana przepisów rozpoczęła festiwal zapowiedzi i spekulacji, kto, kiedy i o ile pobije ten wyjątkowy rekord.

Wideo okładkowe przedstawia najważniejsze wydarzenia kontrowersyjnego, 16. etapu Giro d’Italia

 


Opublikowano

w

przez