fbpx

Poniedziałkowy skrót#29

Ściganie się zakończyło, ale kolarstwo nie śpi. Mniej lub bardziej ważne wydarzenia czekają na skomentowanie. To miły czas dla mnie. Mogę bez obawy o pominięcie czegoś naprawdę istotnego wybierać te, które po prostu przykuły moją uwagę. Może dzięki szansie, jaką daje off-season, któryś z poniedziałkowych zestawów stanie się kolarskim pudelkiem?

Nowa żółta koszulka

Firma Le Coq Sportif, oficjalny sponsor Tour de France, który szyje koszulki liderów dla najlepszych kolarzy wyścigu zaprezentowała nową ?maillot jeaune?. Oprócz klasycznych elementów, inicjałów Henriego Desgrange?a i logotypów znalazł się motyw łuku triumfalnego. Komunikat PR zwraca uwagę na techniczne elementy stroju: aerodynamikę, dopasowanie do ciała czy wentylację. W nowej koszulce niezmiernie istotna będzie też symbolika. U stóp łuku triumfalnego co roku na podium staje zwycięzca wyścigu. Nie dość więc, że żółta koszulka sama w sobie jest wyjątkowym artefaktem, projektanci postanowili dodatkowo podkreślić cel, jaki stoi za jej symboliką. Wygrana ponad wszytko, droga na podium w Paryżu. Liderze, nie zawiedź nas!

Dublet Giro-Tour na poważnie?

Vincenzo Nibali chyba faktycznie chce spróbować powalczyć o wygranie dwóch wielkich tourów w sezonie 2015. No bo cóż innego mu pozostało? Owszem, włoski mistrz mógłby powalczyć w klasykach. Kilkukrotnie szukał swojej szansy na trasach choćby Liege-Bastogne-Liege czy Mediolan-Sanremo. Od wygrania ?Staruszki? w 2012 dzieliło go bardzo niewiele, ale końcówce wyprzedził go nie kto inny jak Maxim Iglinsky, kolarz, za którego dopingową wpadkę musi teraz tłumaczyć się Nibali. Mimo potencjału, jaki w kontekście wyścigów jednodniowych prezentuje ?Rekin z Messyny? i ich niewątpliwego prestiżu trzeba powiedzieć jasno: Tour de France przyćmiewa swoją sławą wszystko. Niewielu obrońców tytułu może sobie pozwolić na zrezygnowanie ze startu z numerem jeden na plecach. Nibali, tak jak Alberto Contador ma już na swoim koncie wszystkie wielkie toury. Opinia publiczna nie znosi próżni a wszyscy uwielbiamy pogoń za rekordami i czyny heroiczne. Motywację do kolejnego przesuwania granic dublet Giro-Tour, który jest wydarzeniem doniosłym i niewidzianym w kronikach od 17 lat, zasługuje na szczególną uwagę pokolenia obecnych mistrzów.

Nowe kolory do przyswojenia

LottoNL Jumbo, Cannondale wspierający Jonathana Vaughtersa a nie Roberto Amadio (a co za tym idzie ponad dwudziestu kolarzy zmieniających drużynę poza standardową liczą transferów), rosnące w siłę drugoligowe zespoły MTN Qhubeka (zmiana rowerów na Cervelo, transfery Tylera Farrara, Edvalda Boassona Hagena czy Matthew Gossa) oraz Cult Energy a na naszym rynku upadek BDC Marcpol i przewidywany rozwój CCC Sprandi Polkowice (przy okazji z innym sponsorem) sprawiają, że sezon 2015 będzie kolejnym, w którym będziemy uczyć się nowych nazw, przynależności klubowych i układu sił w peletonie. Najwięcej zamieszania wprowadzą oczywiście zmiany w World Tourze. W miejsce zieleni Belkinu pojawi się żółć LottoNL Jumbo (serio, to jest nazwa, jak to mają wymawiać komentatorzy?) i nieznane jeszcze barwy Cannondale w wydaniu Garmin-Sharp. Różnice w składach i układach mogą mieć wpływ nie tylko na doznania wizualne kibiców, ale i na przebieg rywalizacji na trasie. Nowi sponsorzy i nowe kontrakty to dodatkowy bodziec dla kolarzy i ich obsługi. Brak stałości, jaką charakteryzuje się kolarstwo ma liczne wady, ale z drugiej strony dzięki niemu ciągle te same wyścigi nigdy nie przebiegają w taki sam sposób. Byle do wiosny!

Biedny, skrzywdzony Lance

Nieistniejący w statystykach Tour de France, siedmiokrotny zwycięzca – niezwycięzca Lance Armstrong, aby kompletnie nie zdziadzieć na emeryturze ciągle jest aktywny ruchowo. To się chwali. W ostatni weekend chciał pojechać na wycieczkę z kumplami, innymi dopingowymi oszustami. Jego przyjaciel, George Hincapie organizował szosowy maraton dla amatorów. Lance, zdyskwalifikowany masters bez licencji poczuł, że to miejsce dla niego. Tymczasem po raz kolejny jego plany pokrzyżowały agencje antydopingowe, pilnujące, by wielbiciel Epo, testosteronu i hormonu wzrostu pokutował w samotności. Hincapie ma oficjalnie działający klub, imprezę wpisał do stosownych kalendarzy, więc ta stała się zawodami przez duże ?Z? (nawet, jeśli dla amatorów) a nie piknikiem dla kolegów. W związki z tym banita Armstrong nie miał na nią wstępu. Z tej perspektywy nasz bałagan z ?wyścigami zabronionymi? dla posiadaczy licencji PZKol wydaje się malutkim nieładem.


Opublikowano

w

przez