fbpx

Kolejny sezon – kolejny upadek

Grupa BDC-Marcpol kończy działalność. Po zeszłorocznej ewakuacji sponsora przestała funkcjonować grupa Zbigniewa Szczepkowskiego (ostatnio znana jako BGŻ). Teraz w polskim peletonie zabraknie najwyżej notowanej ekipy, prowadzonej przez Dariusza Banaszka.

 Przypadek BGŻ wiązał się z polityką korporacyjną banku. Polska marka pod rządami holenderskiego Rabobanku najpierw wspierała kolarstwo a następnie, gdy centrala wycofała się ze sponsoringu, również zaprzestała współpracy z grupą zawodową na rodzimym rynku. Było to przykre i trudne doświadczenie, tym bardziej, że wiązało się ze wstrzymaniem firmowania cyklu Pro Ligi. Cóż, z korporacjami nigdy nic nie wiadomo a niestety polska grupa trzeciej dywizji nie jest tak atrakcyjna marketingowo, by na ostatnią chwilę znaleźć chętnych, którzy wyłożyliby fundusze na dalsze istnienie zespołu.

 Wydawało się, że sytuacja BDC-Marcpol jest zgoła inna. Ekipa prowadzona przez byłego kolarza, który będąc utalentowanym biznesmenem kontynuował swoją pasję po zakończeniu kariery jako dyrektor sportowy i sponsor. Najwyżej sklasyfikowana grupa kontynentalna w kraju, szereg dobrych wyników (m.in. wygrana przez Kamila Gradka Pro Liga) i ambicje międzynarodowe (dwukrotny start w drużynowych mistrzostwach świata) sugerowały nie tylko stabilizację, ale i rozwój. Tym bardziej, że sam patron wyrażał taką ochotę.

 W tym miejscu zachęcam do uważnego wysłuchania wywiadu sprzed roku:

 Szczególnie istotna jest siódma minuta i pytanie Patryka Mirosławskiego o finanse. Z odpowiedzi Dariusza Banaszka wynika wprost: grupa kolarska to czysty wydatek, właściwie bez podstawy biznesowej. Rok i dwa miesiące później ekipa zwija żagle i przestaje działać. Dlaczego? Pewnie wkrótce dowiemy się szczegółów. Jakiekolwiek by nie były, sytuacja ta, choć nieciekawa, zupełnie mnie nie dziwi.

 BDC-Marcpol to nie pierwsza i nie ostatnia grupa kolarska, która funkcjonowała na zasadach nierynkowych. Nawet na poziomie World Touru są ekipy, których istnienie nie ma uzasadnienia ekonomicznego. BMC to zachcianka Andy Rhisa, ekscentrycznego Szwajcara, który milionerem został dzięki aparatom słuchowym a markę rowerów i promującą ją grupę zawodową stworzył z kaprysu.

Astana i Katiusza to drużyny, których celem jest bliżej niewyjaśniona promocja kazachskiego i rosyjskiego kolarstwa, za którą płacą tamtejsi oligarchowie. Oleg Tinkov to fan kolarstwa, który zarabia na kredytach a sam lubi jeździć na rowerze oraz być twitterowym celebrytą, w czym wsparcie dla gwiazd sportu bardzo mu pomaga.

Kolejna część zespołów jest finansowana przez narodowe loterie i inne firmy ze znaczącym udziałem skarbu państwa. Można też wspomnieć projekt braci Schleck, czyli Leopard, ufundowany przez Flavio Beccę, biznesmena zajmującego się nieruchomościami (tematyka bliska Dariuszowi Banaszkowi). Tenże Luksemburczyk dość szybko zrezygnował ze swojego kaprysu i niewiele zabrakło, by Schleckowie i Fabian Cancellara zostali na lodzie. Krótko mówiąc, logotypy, które kolarze wożą na swoich strojach, często nie mają zastosowania komercyjnego sensu stricto a? ozdobne.

 Powtórzę zdanie, które wraca w moich wpisach niczym mantra. Kolarstwo nie jest drogim sportem. Najbogatsze zespoły na świecie mają budżety nie większe niż drużyny piłkarskie polskiej ekstraklasy. Kilka milionów Euro potrzebnych do utrzymania odnoszącej sukcesy grupy drugiej dywizji nie jest kwotą oszałamiającą w Unii Europejskiej, wliczając w to kraje przyjęte do Wspólnot już w XXIw. Mimo to, kluby borykają się z problemami budżetowymi od kiedy pamiętam.

Wracając do przykładu BDC, czy wiecie, co to jest za marka? No dobrze, interesujecie się kolarstwem, więc pewnie tak, tym bardziej, że Banaszek-Duda Company funduje rowerowe upominki w konkursach Eurosportu. A teraz szczerze, znacie ją ze spójnej identyfikacji wizualnej, z sieci sklepów pod wspólnym logo, z wizerunków kolarzy promujących rowery? A MarcPol? Czy ta marka w jakikolwiek sposób skorzystała z faktu, że wspierała grupę?

Biorąc pod uwagę łączną ilość minut relacji TV z krajowych imprez, trudno szukać choćby cienia zwrotu z inwestycji, jaką jest sponsoring grupy kolarskiej. Przynajmniej w obecnie przyjętej formule, nie łącząc wizerunku ze sportem w inny sposób. Jasne, filantropia jest potrzebna i w czasach, gdy wyczynowa jazda na rowerze rzeczywiście nie interesowała #nikogo, była nie do przecenienia. W sytuacji rosnącej popularności i sukcesów na skalę światową dobrze by było, gdyby potraktować kolarstwo poważnie. Na sporcie da się zarobić, wykorzystując go do budowy wizerunku a nie tylko mierząc bezpośredni zwrot z obecności w mediach.

Kamil Gradek to najlepszy kolarz w kraju w sezonie 2014. Zespół to dwukrotny uczestnik mistrzostw świata. Potrzebne są dwie firmy, z których każda da po dwa miliony złotych i jestem przekonany, że takich, które na to stać jest wystarczająca ilość. Tylko jak to sprzedać, by współpraca trwała przynajmniej kilka lat?

Nawet najbardziej entuzjastycznie nastawiony filantrop może przestać łożyć na drużynę z dowolnego powodu. Sponsor nie przestanie, jeśli z biznesowego punktu widzenia będzie mu się to opłacać. Polskie kolarstwo ma teraz swoje pięć minut i chąc nie chcąc będzie obecne w mediach. Kto wykorzysta tę szansę?


Opublikowano

w

przez

Komentarze

Jedna odpowiedź do „Kolejny sezon – kolejny upadek”

  1. […] zwija żagle. To już pewnie wiecie. Komentarz do tej sytuacji jest dostępny na stronie głównej, tymczasem, by nie popadać w depresję zestaw optymistycznych […]