fbpx

#Nikogo

Obrazek sprzed dwóch tygodni. Maraton ogólnopolskiej serii, meta ustyuowana w popularnym miejscu turytycznym. Kolejni kolarze przejeżdżają przez dmuchaną bramę. Cisza, wiatr hula między balonami i banerami. Spacerowicze plączą się w rozwieszonych taśmach.

Nie będę dramatyzował, to nie jest żadna trauma, choć poczucie obcowania z jakimś alternatywnym uniwersum pozostaje. Nie będę też porównywał zawodów MTB w Polsce do Tour de France. Tłumy przy szosach w Yorkshire to temat na inny tekst, choć być może znajdzie się jakiś wspólny mianownik. Jeśli w szczerym polu staje milion ludzi tylko po to, by uczestniczyć w przejeździe kolumny wyścigu, trudno zrozumieć, dlaczego kolarstwo ma problem ze znalezieniem sponsorów.

Wywiady, telewizja, prawie jak na Tourze ;)
W Myślenicach, bo o tym konkretnym wydarzeniu piszę, tłumów nie było. Ba, nie było nikogo. Aby nie pozostawić wątpliwości: nie pastwię się nad Bike Maratonem, podobna sytuacja jest w zasadzie wszędzie. Z pewnością można znaleźć wyjątki, które potwierdzą regułę, ale poza imprezami Lang Teamu współpracującego z większością mediów w kraju, oglądać wyścigi kolarskie przychodzi ?pies z kulawą nogą?.
Na XC przynajmniej w strefie bufetu ktoś stoi przy trasie
Wspomniany Lang Team z resztą też nie wypada zbyt dobrze. Jeśli w miasteczku zawodów pojawia się ktoś niezwiązany z branżą rowerową, to raczej na skutek masowej reklamy. Przy niezerowym współczynniku konwersji, zachęcony przez bilboardy czy telewizję jakiś odsetek i tak w końcu przyjdzie. Zawody rowerowe, poza ofertą dla pasjonatów, rzadko kiedy oferują coś więcej osobom postronnym lub choćby przysłowiowym ?krewnym i znajomym królika?, którzy jakimś cudem przyjechali z zawodnikiem, by zobaczyć, o co właściwie w tym wszystkim chodzi. Syn, córka, mąż, chłopak - zawodnik znikają na kilka godzin w lesie a ojciec, żona, dziewczyna przeraźliwie się nudzą. Jeśli byliby Słowakami lub Czechami, zapewne wzięliby drewniane terkotki, poszli do lasu i dopingowali każdego kolarza. Na to trzeba poczekać albo i nie. Preferencje dotyczące sposobów spędzania wolnego czasu zmieniają się, ale niekoniecznie w tę stronę.
Dzisiejszy wyczyn gazeta.pl
Mam wrażenie, że problem leży nie w promocji lub jej braku, jak również nie w teoretycznym skapcanieniu społeczeństwa (biorąc pod uwagę karierę, jaką robi bieganie, to jeden z mitów). Nie obwiniałbym też mediów oraz ulubionego chłopca do bicia kolarskich fanów, czyli piłkarzy (choć dzisiejszy wyczyn gazeta.pl daje do myślenia).
Finał Tour de Pologne 2013 w Wieliczce. W tle lokalna publiczność.
Nasze imprezy są bardzo egocentryczne. Nastawione na uczestników a ci nastawieni są głównie na siebie. Jeśli zawody są w szczerym polu, to nawet świetna trasa i obecność kadry kraju nie zapewni widowni (chyba, że jesteśmy w Czechach). Jeżeli zawodnicy wjeżdżając na metę nie są odpowiednio anonsowani a spiker wymienia nikomu nieznane nazwiska, to przechodzień czy turysta, nawet na w zdrojowym parku w środku wakacji nie zatrzyma się przy mecie, bo nie będzie wiedział o co chodzi. A jeżeli w miasteczku zawodów będą same stosika z bike-porn sprzętem, jedyny efekt, jaki uzyskamy to konieczność odpowiadania na pytania ?ile kosztuje ten rower i czemu tak drogo skoro ja kupiłem w tesco za dwie stówki?. Wreszcie, jeśli gros uczestników wkrótce po przyjeździe na metę pakuje się i wraca do domu, bo i nie ma po co dłużej siedzieć, trudno, by zainteresowanie zawodami wyrażali laicy. Ściągnięcie i zatrzymanie potencjalnych kibiców to spora sztuka. Z tegorocznych obserwacji wynika, że również i w tej kwestii musimy się sporo uczyć od południowych sąsiadów.


Opublikowano

w

przez