fbpx

Vuelta zaskoczyła!

Wielki tour drugiej kategorii, czyli hiszpańska Vuelta zgromadził w tym roku na starcie wielu mocno zmotywowanych zawodników. Mamy więc ciekawy pojedynek ?górali? z ?czasowcami?, z którego jak na razie zwycięsko wychodzi pomocnik jednego z liderów.

Na trzynastym kilometrze wczorajszej jazdy indywidualnej Bradley Wiggins jawił się jako jeden z najbardziej wybitnych kolarzy etapowych dekady. Supernowa, która rozbłysła na ciemnym niebie. Trzeci w Paryż-Nicea, wygrane Dauphine Libere, mistrz kraju. Pechowy Tour de France nie złamał mu sezonu, powrócił na Vueltę jeszcze silniejszy. Świetny w górach, gdy trzeba kontroluje sytuację, gdy trzeba przejmuje inicjatywę. Na rowerze czasowym przyjmuje perfekcyjną pozycję i miażdży rywali. WTEM! Wiggins osłabł. Po prostu się przeliczył. Od startu chciał wywrzeć presję na rywalach a tymczasem sam wypalił się jeszcze przed połową próby. Teraz musi obronić się w górach Asturii nie tylko przed Vicenzo Nibalim, nad którym zyskał niewiele, ale też przed około dwudziestoma (!) innymi kolarzami. Po pierwszej części wyścigu nadal jest bowiem bardzo ciasno w klasyfikacji a najbliższe pięć dni będzie ciężkich i nerwowych.

Ba, Wiggins nawet nie jest liderem. Czerwoną koszulkę przywdział jego pomocnik, kenijski Brytyjczyk, Chris Froome. Zawodnik znany tylko koneserom, zatrudniany przez kolejne ekipy nie tylko ze względu na umiejętności, ale też narodowość. W Barlowordzie ścigał się dzięki temu, że urodził się w Afryce (z Johnem Lee Augustinem czy Robertem Hunterem pochodzącymi z RPA – grupa miała silną afrykańską tożsamość), do brytyjskiego projektu Team Sky trafił także ze względu na paszport. Vueltę jedzie genialnie, wydaje się, że jest mocniejszy od swojego lidera. Pilotował Wigginsa na pierwszych, górzystych etapach, bardzo pomógł mu też na La Covatilla. Inaczej rozłożył siły na czasówce, zostawiając siły na drugą jej część dzięki czemu przegrał jedynie z nastawiającym się na ten konkretny etap Tonym Martinem. Teraz jest liderem, co komplikuje sytuację Wigginsowi i dokłada dodatkowy smaczek do całej rywalizacji. Przypomina się sytuacja z 2003r, gdy Igor Gonzalez de Galdeano musiał uznać wyższość Izidro Nozala a obu kolarzy ONCE, świetnych czasowców, pogodził Roberto Heras. W tamtym wyścigu również ?na remis? zawodnicy wjechali na Sierra Nevada a po drodze mieli jeszcze kilka ciężkich etapów. Angliru ominęli, ale ścigali się m.in. na Sierra de la Pandera.

Joaquim Rodriguez nie jest ?góralem? pokroju Herasa, ale tracąc niespełna 3 i pół minuty nadal pozostaje w grze o zwycięstwo, choć grono faworytów zostało po pierwszej, nerwowej i ciężkiej części Vuelty, mocno przemodelowane.  Wiggins, Nibali, Fuglsang, Kessiakoff, Mollema, Brajkovic, Van Den Broeck i Mienszow. To na nich w tej chwili spoczywa wzrok kibiców. Co więcej, kilka ekip ma po dwóch zawodników, którzy mają szansę na podium: Sky, Leopard, Radioshack, Rabobank, Katusha. Będą albo atakować albo trzymać się w szachu. Dzięki niejasnej sytuacji możliwe jest nawet, by straty odrobił Michele Scarponi. Tym samym wyścig, który zapowiadał się jako monotonny i nieciekawy zaczyna być nieprzewidywalny i pasjonujący.

Dziś kolarze odpoczywają, ale we środę, piątek, sobotę i niedzielę (Angliru) czekają ich bardzo ciężkie, pełne niezwykle stromych podjazdów etapy. Będzie się działo!


Opublikowano

w

,

przez